moje imperium
Nadszedł nowy miesiąc, który myślę, że będzie jeszcze bardziej męczący niż poprzedni. Nie lubię października tak, jak nie lubię listopada, bo po pierwsze ciągle mi się mylą te dwie nazwy, a po drugie robi się już zimno i nieprzyjemnie. Dzień był smętny jak lekcja historii. Wczoraj nie chciało mi się już komentować, ale wkurzył nie pewien incydent. Stałem pół godziny w kolejce po bilet miesięczny i gdy byłem już prawie przy okienku, kobieta wywiesiła BRAK ulgowych pośpiesznych! Myślałem, że rozwalę tę budę! No i musiałem dzisiaj wcześniej wstać, by pójść o 7.00 po ten głupi papierek. A tak poza tym mój autobus po raz pierwszy przyjechał w postaci jednoczłonowej, a w mieście częściowo nie działały światła, więc poranek był dość dziwaczny. W szkole z jednej strony były luzy, a z drugiej nie, bo miałem tylko religię i test z matmy z zeszłego roku. Już drugi raz powtarzałem ten materiał i okazało się, że większość zadań obejmowała... obecne zagadnienia :O Nie chciałem też wczoraj wspominać, ale moja wycieczka zastała przesunięta na początek listopada. Tak więc mój stan psychiczny był słaby, zamulałem strasznie, jednak wieczór dał mi coś czego bym się nie spodziewał. Dziś obejrzałem chyba najważniejszy film w moim życiu - "Imperium słońca". Po prostu rozpłakałem się, widząc Jima chodzącego po polu ryżu na tle lądujących spadochroniarzy, potem to zakończenie, ta muzyka... Jedno mogę powiedzieć, nie żałuję tych łez.
Dodaj komentarz