Uff... było ciężko ale dość ciekawie. Na wstępie moja klasa wyśmiała mnie za to, że postawiłem włosy na żel i według nich wyglądałem jak dres. No ale nic, udało mi się zapanować nad fryzurą (właściwie to ją splaszczyć). Potem "uratowałem" Sz. który zapomniał swojego zaproszenia i stałem się "rescuer". Impreza była całkiem niezła, spotkałem mniej i bardziej pożądanych starych znajomych. Wytańczyłem się do granic, upiłem się kulturalnie, nawdychałem się dymu fajek (i cały potem śmierdziałem), ciągle ktoś mnie popychał i rozlewałem różne napoje... Ale najlepszy schemat znów odstawiła Ag, która uczyła barmana jak przyrządzać jej ulubiony drink - "Plaża Malibu" (dobry zresztą :P). Najlepsze było to, że katar mi częściowo przeszedł. Po pónocy wkręciłem się na darmowy transport do domu. Trochę mi było głupio, bo rodzice Fc odwozili jego As i ja jako najbardziej pijana osoba nie odzywałem się zupełnie. Nie wiem czemu, ale zdawało mi się, że to była najkrótsza podróż do domu. Kiedy się kładłem spać pozostała tylko jedna uciążliwa rzecz - dudnienie w uszach, w głowie i wszędzie dookoła. Spałem jak zabity. Rano wyłączyłem budzik i myślałem że nie pójdę na 7.00 do szkoły. Ale w końcu się przełamałem. Fc powiedział mi, że jego matka powiedziała: "spokojny ten twój kolega" :D I potem przez pół dnia było mi niedobrze...
no trzeba bez zelu skid bo wtedy mozna glowke glaskac :P (no i troche zaniedbalam blogi i w tym twojego glonc glonc glonc bloga i bardzo sorka za to)...ale sie dosmialam z tej noty, no super impreza, widze ze sie wybalowales :D no i tancowal i wypil, szkoda ze byles chory :(.....biedny...ale teras masz czas na zdroweninie :P hihihi pozdrawiam serdecznie pa pa puszek :*
Dodaj komentarz