ściema - wagary - kicz - przyjaźń? - szczęście...
Moje choróbsko zaczęło powoli zanikać, więc jest nieźle. A dzień był po prostu cudowny. MG okazał się niedoścignionym mistrzem, dla którego jestem pełen podziwu. On po prostu zamienił nasze wagary, na wagary całej klasy... i to jeszcze usprawiedliwione! To jest chyba ewenement na skalę szkoły. Mówiąc w skrócie: dzisiaj w mieście była uroczysta premiera "Starej Baśni". Na Starym Rynku był jakiś festyn wikingów, miał przyjechać Hoffman i aktorzy. My (jako dwie jednostki) chcieliśmy to zobaczyć. A MG przekonał całą klasę, żeby nagle polubiła festyny wikingów... i tak poza tym to przekonał też dyrektorkę, że warto, abyśmy tam poszli... i tak poza tym przekonał czterech nauczycieli, żeby nas zwolnili do końca dnia... i tak poza tym to udało mu się tego dokonać!!! Takiej ściemy, to ja jeszcze w życiu nie widziałem. To jeszcze jeden dowód na to, że mańkuty są zdolniejsze od prawusów. Podsumowując: KOCHANA KLASA MAT-FIZ SAMA ZWOLNIŁA SIĘ Z LEKCJI, BO AKURAT MIAŁA TAKĄ OCHOTĘ! I żeby było śmieszniej do takiego przekrętu doszło w najlepszym liceum w mieście! Pominę już fakt, że po uzgodnieniu tych pseudowagarów musieliśmy jeszcze znaleźć opiekuna :P W końcu poszliśmy... i oczywiście festyn był kiczowaty, a Hoffman miał się pojawić w innym końcu miasta (nie ma to jak być dobrze poinformowanym :D). Stwierdziłem, że ja chcę zobaczyć tego reżysera (bo w tym mieście nie dzieje się zbyt wiele), tylko, że nie chce mi się czekać dwóch godzin w środku miasta. I tak zupełnie przypadkowo MG szedł właśnie do domu i tak zupełnie spontanicznie zaproponował, żebym przeczekał u niego, to pójdziemy razem. Tak gwoli wyjaśnienia: MG=kinomaniak, Ja=początkujący kinomaniak. Szczerze mówiąc, to nie spodziewałem się, że on tak szybko zacznie okazywać swoje miłosierdzie w tym roku szkolnym. Ale co tam, poszedłem, oglądaliśmy jakiś film na kompie, a potem udaliśmy się na spotkanie z sir Hoffmanem. No i zobaczyliśmy go (nawet na żywo!). Tym razem to ja okazałem miłosierdzie i poświęciłem swój zeszyt do biologii, by MG mógł wziąć autograf (tzn. ja przeciskałem się przez tłum z dwoma zeszytami :D). Ten dzień był świetny, stanowił pewien rodzaj namiastki tego, w jaki sposób ja wyobrażam sobie prawdziwą przyjaźń. Tylko, że ja chcę więcej takich chwil...!!! :)))
Dodaj komentarz