.: smutek + cisza = dołek :.
Holera! Złapałem doła - i to tak dużego jak stąd do Iraku. A wszystko przez to niespodziewane spotkanie z M. Ona się uśmiechnęła i powiedziała do mnie "Hej", no to ja jej też. Ale gdy zobaczyłem, że się gdzieś spieszy i w tym samym czasie wysyła SMS-a, to zdałem sobie sprawę, że jestem po prostu nikim (pisane przez wielkie N). Ja żyję i nie wiem po co żyję, inni żyją i żyją dla innych. Ta holerna samotność jest jak nóż, który ktoś ciągle wbija mi w plecy, a ja nie wiem jak mam się tego noża pozbyć. Przypominają mi się teraz słowa piosenki Łez: "Jesteś szarym człowiekiem wśród miliona innych osób. Wiem, że chciałbyś to zmienić...". Można by jeszcze zanucić Pink Floydów: "And silence that speaks so much louder that words, of promises broken". I właśnie ta cisza boli mnie najbardziej. Ja widzę tylko dwie możliwości takiej sytuacji: albo to ten świat jest dla mnie taki niewdzięczny albo to ja jestem jakiś aspołeczny. Tylko nie potrafię zrozumieć skąd to się bierze. Ludzie jakoś niby mnie akceptują, ale gdy przyjdzie co do czego, to o mnie zapominają. Ja przecież nic złego im nie robię, ba!, jestem tolerancyjny, lojalny, oddany, wrażliwy. Ale ciągle samotny...