Wyglądam mniej więcej jak potwór z Loch Ness i mniej więcej tak też się czuję...
Moje oszustwo w służbie zdrowia po raz kolejny się udało!!! Mam zwolnionko z mojego najukochańszego przedmiotu. Tak więc mogę spokojnie (pozornie spokojnie) rozpocząć nowy rok. A było już tak niebezpiecznie. Myślałem, że się załamię psychicznie, ale na szczęście niektórym lekarzom można wmówić wszystko.
Impreza na działce Sz. była chyba najbardziej odpowiednią rzeczą, którą byłem w stanie zrobić na koniec tych wakacji. Myślałem, i zresztą słusznie, że sam się zgubię w tej dzikiej puszczy bez możliwości zadzwonienia z mojego telefonu. Dlatego pojechałem z MG. Zaczęło się od tego, że nie mogliśmy znaleźć przystanku, potem nie wiedzieliśmy, gdzie wysiąść, no a później weszliśmy w złą bramę i znaleźliśmy się nie w tym rejonie, co trzeba. W końcu ktoś po nas wyszedł. Na działce było całkiem nieźle: kiszki z grilla, szaszłyki, grzanki i piwo. W połowie wieczoru rozpadała się ulewa, sprzyjając ciekawym rozmowom, które jak zawsze zakończyły się plotkowaniem itp. Największe jaja były ze spaniem, bo nie było tyle miejsca na kanapach. Trafiła mi się jakaś cholernie niewygodna miejscówka na zarwanym łóżku. I tutaj moje zaskoczenie - nasza para klasowa zaczęła się seksić w piwnicy i tak przez przypadek chłopacy ich nakryli... Ale powracając do spania, mniej więcej o 3.00 ktoś zaczął rzucać rozdartą poduszką wysypując wszędzie gąbkę, ktoś zaczął się bić tuż obok mnie, ktoś sobie rozbił zegarek, ktoś zaczął robić zdjęcia, a inny ktoś zaczął pompować pompką powietrze do puszki z piwem. Potem piwo latało po pokoju, oblewając moją rękę, bluzkę, śpiwór i pół łóżka... No i właśnie jak się obudziłem to stwierdziłem, że jestem w jakiejś chacie, wyglądam jak potwór i właśnie kończą się wakacje. Czyż to nie słodkie?
Dzień upłynął na sprzątaniu pokoju i innych nieciekawych zajęciach. Ojciec mnie powoli wkurza, bo tylko wydaje mi polecenia i z przerażeniem stwierdza, że do końca wakacji nie zdążę wszystkiego zrobić! Mój pierwszy kontakt ze zmywarką do naczyń zakończył się znienawidzeniem tego urządzenia. To "coś" ciągle domaga się jakiejś soli do zmiękczania wody i posiada pewne dodatkowe akcesoria, które nie wiadomo, do czego służą. Poza tym instrukcja jest ździebko nieczytelna, a rozdzielczość obrazków przewyższa moje wrodzone zdolności zoom. Zaczynam w ogóle wątpić w sens istnienia tego luksusowego gadżetu w naszym gospodarstwie domowym... Miałem rozpalić grilla, ale nasypałem za mało węgla i grill wybuchł flarą ognia, po czym po prostu zgasł. Nie ma to jak mieć te zdolności kulinarne! Tak poza tym, to jakiś obcy kot wskakuje nam ciągle na parapet i gapi się, co robimy w kuchni. A skubane komary gryzą mnie już po raz drugi w miejscu, które ja określam jako: ”za uszami”.
To chyba jeden z najgłupszych dni tych wakacji. Po sprzątaniu piwnicy pozostały mi drzazgi i inne kolce na rękach, które od czasu do czasu bolą, jak się przejedzie. Wszędzie był kurz, stare deski i masa innych rupieci. Moje świeżo umyte włosy zrobiły się szorstkie. Obiad się przesunął w czasie i był dość szczątkowy. Później oglądałem zdjęcia ze wszystkich moich podróży i tak się wczyłem, że zacząłem się czule ściskać album... No i znowu powróciła ta myśl. Ten głupi lekarz nie może mi po prostu wyjść z głowy, więc po prostu boję się września. Rozpłakałem się podczas słuchania płyt. Tak mi się głupio zrobiło, że podłapałem myśli samobójcze. Myślałem, myślałem i obmyśliłem w końcu cały scenariusz. Zapaliłbym świeczki w łazience, napuścił wody do połowy wanny, napisałbym cholernie szczere listy do ludzi, mówiąc otwarcie, kim dla mnie byli. Przede wszystkim nie oszczędziłbym gościa od wf-u. Podpisałbym każdą kopertę, na każdej uroniłbym kroplę krwi, tak żeby sobie pocierpieli psychicznie. W końcu rozłożyłbym te koperty na posadzce łazienki i w wannie podciąłbym sobie żyły żyletką. Już widzę te nagłówki w gazetach: "Samobójstwo z dedykacją...". Ale nieważne, nie warto, bo i tak nikt by nie zrozumiał, co mnie gryzło. Potem jeszcze dałem się namówić na ścinanie trawnika. Zaczął padać deszcz, więc musiałem się streszczać. Oczywiście nie wystraszyło to wszędobylskich komarów, które zdążyły mnie zjeść. Musiałem wyłączyć tą kosiarkę, bo bałem się zwarcia silnika, a trepanacja czaszki była by chyba ostatnią rzeczą, jaką chciałbym przeżyć w tym tygodniu :D Wieczorem jeszcze pojechaliśmy do marketu. Gdy wziąłem do ręki repetytorium z matmy, to zdałem sobie sprawę, że nie pamiętam niczego... Hmm, będzie cińżko. Przy kolacji siostra zaczęła temat o egzorcystach, potem o horrorach, a następnie o przerażających książkach. Ciarki mnie przeszły, więc uciekłem na górę, żeby tutaj to napisać i zapomnieć o tych opowieściach, bo nie będę mógł potem spać.
Znowu budzę się ze łzami w oczach i nawet nie wiem, kiedy i jak to się dzieje. Żal mi tych wakacji, bo były ciekawe, takie inne od wszystkich... Zapomniałem tylko o lekarzu i teraz już dupa, przed wakacjami nie będę mógł dostać zwolnienia!!! Nie wiem, co robić. Moje ambicje wiązane z udziałem w survivalu legły w gruzach, bo to był głupi pomysł. Nie mógłbym zawalić trzech tygodni, bo klasa maturalna do czegoś zobowiązuje, więc nawet nie wiem, po co wysłałem to zgłoszenie. Tylko nadziei sobie narobiłem.
Odebrałem prawo jazdy. Ten burdelowaty róż jest lekko irytująco zwałowy. Moja mama wydała świetny komentarz: "Mmmhymmmhyhy, duża głowa, mała głowa...". Teraz będę chyba grał w totka, żeby uzbierać na sprowadzenie jakiegoś porządnego MINI z Niemiec, bo do większych samochodów nie wsiądę.
W Ustce było dziko. Dostaliśmy fajny, duży pokój... z widokiem na cmentarz, nawet pogrzeb widziałem jak byłem w kiblu! Dziadek wszystkich wkurwiał i prawie wpadł do portu. Zacząłem rozpaczać, że w tym domku nie było TVN-u i nie obejrzałem "Kompanii". Napisałem przez to wierz inspirowany filmem, nawet niezły wyszedł. Pogoda była fikuśna i z mojego opalania się nic nie wyszło. Bodajże w czwartek ktoś podłożył na promenadzie bombę i wszędzie była policja, ewakuowano ludzi itp. Pierwszy raz kupiłem sobie kebab i myślałem, że mi gardło wypali, takie ostre jedzenie. Wzruszyła mnie pani Otylia, prawie się popłakałem, gdy odbierała złoty medal. W związku z olimpiadą kupiłem sobie dresik. Wprawdzie nie aktualny, bo jest napisane Tokyo 1964, ale wygląda zajebiście. W piątek się zdołowałem. Sz. miał mieć w czwartek egzamin i nie dawał znaku życia, więc napisałem do jego siostry i okazało się, że zdał, a ona się dziwi, że jeszcze mi się nie pochwalił. No fajnie, ja mu dzwoniłem do Chorwacji, a on nie raczył nawet emsa przysłać... Wczoraj to wyjaśniliśmy, ale czy to w ogóle ma sens?
Wyjeżdżam gdzieś nad morze, chyba do Ustki. Jadę z chorym umysłowo dziadkiem, co mnie po prostu wkurza. Zapowiada się świetny urlop, tylko nie na moje nerwy...
Uzależniłem się od porannej kawy z mlekiem. Dziwne, ale realne :)
W ogóle ostatnio jakiś sentymentalny się zrobiłem. Odbiło mi na punkcie wojny. Co tydzień czekam z niecierpliwością na "Kompanię braci", ten serial mnie po prostu wzrusza! No i marzę o tym, żeby powtórzyli "Szeregowca Ryana", bo kurde nie mogę przeżyć, że nie widziałem pierwszej godziny tego filmu. Codziennie oglądam zwiastuny, ale to nie pomaga. Przeczytałem "Działa Nawarony", książka średnia, wolałbym już to "Na Zachodzie bez zmian", ale już jej nie dostanę.