To chyba jeden z najgłupszych dni tych wakacji. Po sprzątaniu piwnicy pozostały mi drzazgi i inne kolce na rękach, które od czasu do czasu bolą, jak się przejedzie. Wszędzie był kurz, stare deski i masa innych rupieci. Moje świeżo umyte włosy zrobiły się szorstkie. Obiad się przesunął w czasie i był dość szczątkowy. Później oglądałem zdjęcia ze wszystkich moich podróży i tak się wczyłem, że zacząłem się czule ściskać album... No i znowu powróciła ta myśl. Ten głupi lekarz nie może mi po prostu wyjść z głowy, więc po prostu boję się września. Rozpłakałem się podczas słuchania płyt. Tak mi się głupio zrobiło, że podłapałem myśli samobójcze. Myślałem, myślałem i obmyśliłem w końcu cały scenariusz. Zapaliłbym świeczki w łazience, napuścił wody do połowy wanny, napisałbym cholernie szczere listy do ludzi, mówiąc otwarcie, kim dla mnie byli. Przede wszystkim nie oszczędziłbym gościa od wf-u. Podpisałbym każdą kopertę, na każdej uroniłbym kroplę krwi, tak żeby sobie pocierpieli psychicznie. W końcu rozłożyłbym te koperty na posadzce łazienki i w wannie podciąłbym sobie żyły żyletką. Już widzę te nagłówki w gazetach: "Samobójstwo z dedykacją...". Ale nieważne, nie warto, bo i tak nikt by nie zrozumiał, co mnie gryzło. Potem jeszcze dałem się namówić na ścinanie trawnika. Zaczął padać deszcz, więc musiałem się streszczać. Oczywiście nie wystraszyło to wszędobylskich komarów, które zdążyły mnie zjeść. Musiałem wyłączyć tą kosiarkę, bo bałem się zwarcia silnika, a trepanacja czaszki była by chyba ostatnią rzeczą, jaką chciałbym przeżyć w tym tygodniu :D Wieczorem jeszcze pojechaliśmy do marketu. Gdy wziąłem do ręki repetytorium z matmy, to zdałem sobie sprawę, że nie pamiętam niczego... Hmm, będzie cińżko. Przy kolacji siostra zaczęła temat o egzorcystach, potem o horrorach, a następnie o przerażających książkach. Ciarki mnie przeszły, więc uciekłem na górę, żeby tutaj to napisać i zapomnieć o tych opowieściach, bo nie będę mógł potem spać.