na spacerku
Takie popołudnia to ja lubię. Evil wrócił do Polski i musieliśmy to jakoś uczcić. Tym razem on załatwił nasz ulubiony napój (czyli Gingers), ale niestety nie pomyślał o otwieraczu do butelek! Musieliśmy wykorzystać drzewa, żeby otworzyć te dziwne pojemniki. Właściwie to on otwierał te butelki, bo mi jakoś to nie wychodziło :) No cóż, doświadczony specjalista lepiej wie co i jak :) Te nasze spacery są po prostu boskie, znowu przeszliśmy pół osiedla... Ale przynajmniej miałem okazję zobaczyć nieznane mi tereny. Najpierw kilkadziesiąt minut podążaliśmy lasami i polami, potem wykonaliśmy skok przez wał, przedzieraliśmy się przez chaszcze, aż w końcu dotarliśmy nad Wisłę. Upał doskwierał, jednak jakoś wytrzymaliśmy. Rzeka najczystsza nie była, jakoś tak rybami zalatywało, ale za to miejsce było świetne. Coś w rodzaju pomostu z kamieni, cień!, małże i zielsko dookoła, jakaś lina Tarzana i powalone drzewo, z którego Evil nie mógł się nadziwić. Potem odkryliśmy jakieś dzikie plaże i kąpiących się w tych ściekach ludzi (naprawdę podziwiam). Następnie cofnęliśmy się w stronę cywilizacji. Te piaszczyste drogi w Starym Fordonie są nieco wkurzające. Najlepszy był domek na skrzyżowaniu, po prostu cudo architektury, każda ściana w odległości metra od ulicy! Po jakimś czasie znaleźliśmy jakąś wolną ławkę i odpoczęliśmy trochę. Zaczęliśmy narzekać na kończące się wakacje... Naprawdę było świetnie :P