chyba oszalałem
W końcu wróciłem do normalnej formy zdrowotnej, tzn. przestał mnie boleć końcowy fragment kręgosłupa. I nie chodzi tu wcale o "cztery litery" tylko o odcinek krzyżowy czy lędźwiowy (nie wiem, nie znam się na biologii). A wszystko przez wczorajszą przygodę na godzinie wychowawczej. Ustawialiśmy z krzeseł krąg, no i ja sobie przysunąłem krzesełko, odwróciłem się i w tym czasie MG mi je odsunął, a ja walnąłem ciałem o ziemię, uderzając się w potylicę i właśnie w ten końcowy odcinek kręgosłupa. To nie był jakiś głupi żart ze strony MG, tylko skutek niezrozumienia się. On mi tłumaczył, że po prostu próbował poszerzyć krąg i myślał, że ja to widzę... No a ja mu wierzę, bo on przeważnie nie ma złych intencji. Natomiast co do dnia dzisiejszego, to niemal całe popołudnie (wczorajsze z resztą też) spędziłem na poszukiwaniu fragmentów muzyki i jakichś ciekawych zdjęć z "Imperium słońca". [ciągle nucę sobie pod nosem tę melodię]. Trudno jest cokolwiek znaleźć, bo film jest dość stary (pochodzi z 1987 roku). Sam już nie wiem, ale chyba oszalałem na jego punkcie i zdaje mi się, że w końcu odnalazłem ten jedyny, prawdziwy, ulubiony. Właściwie to po raz pierwszy zetknąłem się z tym filmem jakieś pół roku temu, ale wtedy leciał dość późno i po prostu zasnąłem gdzieś w połowie. Byłem potem wkurzony na samego siebie, ale to już inna historia. W każdym razie film jest boski, bardzo efektowny i urzekający, miejscami wzrusza, miejscami śmieszy. Aaach nie mogę się nadziwić, Spielberg moim panem i tyle...