home sweet home
To był ciężki dzionek. Około godziny 0.00 wróciłem do mojego kochanego domu. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłem był ciepły prysznic i tabletka multiwitaminy. Jednym słowem wycieczka do Rosji była zwałowa. Nie było tragicznie, nie było też rewelacyjnie, ale ja nie zamierzam tam wracać! Po prostu byłem, zobaczyłem i stwierdziłem, że kocham moje miasto i moje osiedle, czyli Fordon! Krótki opis tego co się działo:
dzień pierwszy: sobota
Wstałem o 3.30 - to nie było łatwe. Jeszcze nigdy w życiu nie dawałem nikomu sygnału na koma o godzinie 4.00 - MG był pierwszy (potem się pytał, czy jestem jego prywatną zegarynką :P). Już w pierwszym pociągu stwierdziłem, że się trochę odmłodzę przez ten weekend, bo jechała z nami banda gimbusów, którzy gadali bez przerwy i to hałaśliwie. Poza tym ich odzywki były dość perwersyjne... Olej też nas zamęczał swoimi opowieściami o życiu. Potem była przesiadka na pociąg przedziałowy (nawet wygodny), a na granicy znowu przesiadka na zwykły. Wjeżdżając do Obwodu Kaliningradzkiego podziwialiśmy jedyną w Europie bramę kolejową zamykaną na kłódkę (poczułem się jakbym jechał do obozu koncentracyjnego :). Poza tym krajobrazy "Polski B" i Rosji nie napawały optymizmem - wszędzie syf, jakieś domki, lepianki itp. W Kaliningradzie podobał mi się dworzec kolejowy, ale tak poza tym to wszystko mnie tam irytowało. Począwszy od brukowanych ulic, poprzez stare tramwaje, autobusy, trolejbusy, krawężniki dwa razy wyższe niż w Polsce, chwilowe zaniki chodników, folie w oknach zamiast szyb i inne bajery (widzieliśmy nawet dzieciaka, który jechał na rowerze bez siodełka). Centrum miasta było dość znośne, chociaż stwierdziłem, że oni tam chyba przeżywają rewolucję neonów - wszystkie reklamy migają i ruszają się, i to potrafi wkurzyć. Atmosfera była strasznie smętna (nie wiem czy tam panuje niższe ciśnienie?) i wszystkim chciało się zawsze spać. Olej trochę wtopił, bo kurde jeden kantor miał przerwę techniczną a jemu nie chciało się szukać innego. No i byliśmy bez pieniędzy, ale zaczęliśmy zwiedzać... Byliśmy w jakimś kościele, który Ruski przerabiają na jakiś dom kultury duchowej czy coś tam. Tam był koncert organowy, w czasie którego trochę się zdrzemnąłem :P Kasę wymieniliśmy chyba o 19.00 i dopiero wtedy poszliśmy coś zjeść. Wszyscy władowali się do knajpy i zamówili pizzę, która nie była najlepsza w ruskim wykonaniu. Doznałem małego szoku, bo w całym mieście nie mogliśmy znaleźć sklepu monopolowego (i to w Rosji)!!! Tam w ogóle było mało spożywczaków! Potem był zonk w hotelu. No bo zabrakło miejsc i musieliśmy kombinować. Z pokoju 5-osobowego Olej zrobił 9-osobowy!!! Jak ja to mówię 'orgia totalna' - sześć chłopaków i trzy dziewczyny. Oczywiście złączyliśmy łóżka i oczywiście ja musiałem spać pomiędzy (naprawdę cudowne doznania i ta wygoda, budziłem się chyba z 5 tysięcy razy). Oczywiście w hotelu prysznic był płatny (ze zdziwienia nawet nie pytaliśmy ile), więc wszyscy myli się w umywalkach (jeszcze bardziej cudowne doznania :D)!!!!!
dzień drugi: niedziela
Olej wtopił po raz drugi - mięliśmy najpierw iść do sklepu na śniadanie, a poszliśmy do kościoła na Mszę. Wkurzyłem się, bo przeszliśmy chyba pół miasta, ale Msza była rewelacyjna. Ksiądz mnie zaszokował, bo odprawiał po rusku, ale powitał nas po polsku i nawet przeczytał nam Ewangelię po polsku!!! To mnie tak ucieszyło, że przestałem myśleć o głodzie. Moje śniadanie wyglądało następująco: drożdżówka z serem, baton Bounty i ohydny sok marchwiowy. Potem zwiedzaliśmy i zwiedzaliśmy (na pewno zapamiętam pobyt na łodzi podwodnej). Potem poszliśmy na rynek, na którym myślę, że można by kupić chyba wszystko... Aha, oni tam mięli taki normalny sklep, tylko, że wszystkie płyty CD, DVD, VHS były pirackie, a przy wejściu zamontowano pikawki (dosłownie szok)!!! Później znowu się obżeraliśmy z tej samej knajpie i zamówiłem sobie lody (sos z truskawek był świetny, no i te dłuuugie łyżeczki :D). No a wieczór był już naprawdę fantastyczny. Złamałem wtedy moją zasadę moralną i zacząłem pić wódkę, ale właściwie to nie żałuję tej decyzji (a powinienem się wstydzić ha!). Graliśmy w pokera, piliśmy, a MG dosłownie powalił mnie na kolana swoim zachowaniem. Jeden gostek z humana powiedział do dziewczyn coś w stylu: "wszyscy jesteśmy piękni, przystojni i bogaci". Ja powiedziałem chyba: "no nie byłbym pewien siebie w tych kwestiach", a MG wyskoczył z tekstem: "Marian... ty masz osobowość!". I w tym momencie mnie zatkało, jeszcze nigdy w życiu nie usłyszałem tak pięknego komplementu, jeszcze nikt nie dostrzegł we mnie czegoś nadzwyczajnego i nikt mi o tym nie powiedział. Poczułem się naprawdę cudownie, jak feniks odradzający się z popiołów, dosłownie bosko... Tego wieczora nie potrzebowałem już nic do szczęścia... No bo pierwszy raz w życiu upiłem się wódką (ale wiedziałem kiedy przestać ), usłyszałem najpiękniejsze zdanie w tym roku i zacząłem znowu wierzyć w przyjaźń...
dzień trzeci: poniedziałek
Wstaliśmy chyba o 5.30, by zdążyć na PKS (a ja oczywiście nie wziąłem nic do żarcia). Pojechaliśmy nad morze, do jednej z największych na świecie kopalni bursztynu. Tam to dopiero był syf, totalne zadupie, chaszcze, błoto, mróz i inne bajery. W muzeum Wojtek doprowadził mnie do ataku śmiechu, którego nie mogłem opanować... Morze i plaża były nieciekawe i ponure, a ja walczyłem z głodem przez, uwaga, uwaga... 20 godzin (licząc od dnia poprzedniego)!!! Myślałem, że mi żołądek wyskoczy (okropność i zarazem moja głupota). W knajpie (ciągle tej samej) kelnerki miały z nas już zwałę, ale my z nich też. Bo oto gościówka mi się pyta, czy mówię po angielsku, a sama nie rozumie, co to znaczy rachunek - myślała, że mi chodzi o piwo (bill - beer)!!! Ale po trzech dniach pobytu w Kaliningradzie przyzwyczaiłem się do tego, że w Rosji wszystko jest inne niż u nas... Potem był już powrót i te jakże ciekawe rozmowy - np. "...lubisz mnie? bo ja śmierdzę..." Ogólnie mówiąc zwała na maxa. No i jeszcze 'mrówki' na granicy. Dosłownie nie wierzyłem, że ludzie naprawdę rozwalają w pociągu ściany i podłogi, żeby schować wódę i papierosy. A kolejarze i celnicy są całkowicie skorumpowani... Chciałoby się rzec: "A to Rosja właśnie".
dzień pierwszy: sobota
Wstałem o 3.30 - to nie było łatwe. Jeszcze nigdy w życiu nie dawałem nikomu sygnału na koma o godzinie 4.00 - MG był pierwszy (potem się pytał, czy jestem jego prywatną zegarynką :P). Już w pierwszym pociągu stwierdziłem, że się trochę odmłodzę przez ten weekend, bo jechała z nami banda gimbusów, którzy gadali bez przerwy i to hałaśliwie. Poza tym ich odzywki były dość perwersyjne... Olej też nas zamęczał swoimi opowieściami o życiu. Potem była przesiadka na pociąg przedziałowy (nawet wygodny), a na granicy znowu przesiadka na zwykły. Wjeżdżając do Obwodu Kaliningradzkiego podziwialiśmy jedyną w Europie bramę kolejową zamykaną na kłódkę (poczułem się jakbym jechał do obozu koncentracyjnego :). Poza tym krajobrazy "Polski B" i Rosji nie napawały optymizmem - wszędzie syf, jakieś domki, lepianki itp. W Kaliningradzie podobał mi się dworzec kolejowy, ale tak poza tym to wszystko mnie tam irytowało. Począwszy od brukowanych ulic, poprzez stare tramwaje, autobusy, trolejbusy, krawężniki dwa razy wyższe niż w Polsce, chwilowe zaniki chodników, folie w oknach zamiast szyb i inne bajery (widzieliśmy nawet dzieciaka, który jechał na rowerze bez siodełka). Centrum miasta było dość znośne, chociaż stwierdziłem, że oni tam chyba przeżywają rewolucję neonów - wszystkie reklamy migają i ruszają się, i to potrafi wkurzyć. Atmosfera była strasznie smętna (nie wiem czy tam panuje niższe ciśnienie?) i wszystkim chciało się zawsze spać. Olej trochę wtopił, bo kurde jeden kantor miał przerwę techniczną a jemu nie chciało się szukać innego. No i byliśmy bez pieniędzy, ale zaczęliśmy zwiedzać... Byliśmy w jakimś kościele, który Ruski przerabiają na jakiś dom kultury duchowej czy coś tam. Tam był koncert organowy, w czasie którego trochę się zdrzemnąłem :P Kasę wymieniliśmy chyba o 19.00 i dopiero wtedy poszliśmy coś zjeść. Wszyscy władowali się do knajpy i zamówili pizzę, która nie była najlepsza w ruskim wykonaniu. Doznałem małego szoku, bo w całym mieście nie mogliśmy znaleźć sklepu monopolowego (i to w Rosji)!!! Tam w ogóle było mało spożywczaków! Potem był zonk w hotelu. No bo zabrakło miejsc i musieliśmy kombinować. Z pokoju 5-osobowego Olej zrobił 9-osobowy!!! Jak ja to mówię 'orgia totalna' - sześć chłopaków i trzy dziewczyny. Oczywiście złączyliśmy łóżka i oczywiście ja musiałem spać pomiędzy (naprawdę cudowne doznania i ta wygoda, budziłem się chyba z 5 tysięcy razy). Oczywiście w hotelu prysznic był płatny (ze zdziwienia nawet nie pytaliśmy ile), więc wszyscy myli się w umywalkach (jeszcze bardziej cudowne doznania :D)!!!!!
dzień drugi: niedziela
Olej wtopił po raz drugi - mięliśmy najpierw iść do sklepu na śniadanie, a poszliśmy do kościoła na Mszę. Wkurzyłem się, bo przeszliśmy chyba pół miasta, ale Msza była rewelacyjna. Ksiądz mnie zaszokował, bo odprawiał po rusku, ale powitał nas po polsku i nawet przeczytał nam Ewangelię po polsku!!! To mnie tak ucieszyło, że przestałem myśleć o głodzie. Moje śniadanie wyglądało następująco: drożdżówka z serem, baton Bounty i ohydny sok marchwiowy. Potem zwiedzaliśmy i zwiedzaliśmy (na pewno zapamiętam pobyt na łodzi podwodnej). Potem poszliśmy na rynek, na którym myślę, że można by kupić chyba wszystko... Aha, oni tam mięli taki normalny sklep, tylko, że wszystkie płyty CD, DVD, VHS były pirackie, a przy wejściu zamontowano pikawki (dosłownie szok)!!! Później znowu się obżeraliśmy z tej samej knajpie i zamówiłem sobie lody (sos z truskawek był świetny, no i te dłuuugie łyżeczki :D). No a wieczór był już naprawdę fantastyczny. Złamałem wtedy moją zasadę moralną i zacząłem pić wódkę, ale właściwie to nie żałuję tej decyzji (a powinienem się wstydzić ha!). Graliśmy w pokera, piliśmy, a MG dosłownie powalił mnie na kolana swoim zachowaniem. Jeden gostek z humana powiedział do dziewczyn coś w stylu: "wszyscy jesteśmy piękni, przystojni i bogaci". Ja powiedziałem chyba: "no nie byłbym pewien siebie w tych kwestiach", a MG wyskoczył z tekstem: "Marian... ty masz osobowość!". I w tym momencie mnie zatkało, jeszcze nigdy w życiu nie usłyszałem tak pięknego komplementu, jeszcze nikt nie dostrzegł we mnie czegoś nadzwyczajnego i nikt mi o tym nie powiedział. Poczułem się naprawdę cudownie, jak feniks odradzający się z popiołów, dosłownie bosko... Tego wieczora nie potrzebowałem już nic do szczęścia... No bo pierwszy raz w życiu upiłem się wódką (ale wiedziałem kiedy przestać ), usłyszałem najpiękniejsze zdanie w tym roku i zacząłem znowu wierzyć w przyjaźń...
dzień trzeci: poniedziałek
Wstaliśmy chyba o 5.30, by zdążyć na PKS (a ja oczywiście nie wziąłem nic do żarcia). Pojechaliśmy nad morze, do jednej z największych na świecie kopalni bursztynu. Tam to dopiero był syf, totalne zadupie, chaszcze, błoto, mróz i inne bajery. W muzeum Wojtek doprowadził mnie do ataku śmiechu, którego nie mogłem opanować... Morze i plaża były nieciekawe i ponure, a ja walczyłem z głodem przez, uwaga, uwaga... 20 godzin (licząc od dnia poprzedniego)!!! Myślałem, że mi żołądek wyskoczy (okropność i zarazem moja głupota). W knajpie (ciągle tej samej) kelnerki miały z nas już zwałę, ale my z nich też. Bo oto gościówka mi się pyta, czy mówię po angielsku, a sama nie rozumie, co to znaczy rachunek - myślała, że mi chodzi o piwo (bill - beer)!!! Ale po trzech dniach pobytu w Kaliningradzie przyzwyczaiłem się do tego, że w Rosji wszystko jest inne niż u nas... Potem był już powrót i te jakże ciekawe rozmowy - np. "...lubisz mnie? bo ja śmierdzę..." Ogólnie mówiąc zwała na maxa. No i jeszcze 'mrówki' na granicy. Dosłownie nie wierzyłem, że ludzie naprawdę rozwalają w pociągu ściany i podłogi, żeby schować wódę i papierosy. A kolejarze i celnicy są całkowicie skorumpowani... Chciałoby się rzec: "A to Rosja właśnie".