Jedy jak mi dzisiaj było głupio. Ten przeklęty Dzień Kobiet. Wszystko byłoby świetnie, gdyby nie Łosiek. Od dzisiaj mam go w dupie, niech się do mnie więcej nie odzywa. Te jego głupie szaleństwa, w których to ja jestem zwykle ofiarą... Ciągle tylko musi mnie zastraszać, popychać, wykręcać ręce, uderzać mnie swoimi łapami i docinać moje wypowiedzi. Wręczyliśmy dziewczynom czerwone róże. No ale z racji tego, że w szkole nie było wody, te róże przemieszczały się przez cały dzień. Pech chciał, że As położyła sobie tego kwiatka na ławce. Mądry Łosiek rzucił się oczywiście na mnie, a ja w obronie własnej odskoczyłem do tyłu, siadając na tego kwiata. Świetnie to po prostu wyglądało. Myślałem, że zapadnę się pod ziemię. Czułem, że musi to wyglądać żałośnie. Z jednej strony byłem facetem w koszuli, z drugiej kolegą, który miażdży cudze kwiaty. Dosłownie rewela... Dlatego też po szkole kupiłem As nową różyczkę, tańszą, ale za to nową :