Wczoraj cały dzień zakuwałem testy, popołudniu MG mi napisał, że zdał. Na początku się zdołowałem, że będę jedynym, który nie zda w wakacje. Ale wziąłem się w garść, zacząłem sobie powtarzać: "Nazywam się Mariusz... i zdam ten egzamin!". Od rana słuchałem piosenek na kompie i w radiu i to chyba one pomogły mi się rozluźnić. Jednak jestem zdania, że to dzięki Bogu stał się cud i zdałem. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że nie powinienem był. Na placu nie wychodziło mi rewelacyjnie, powiedziałem kobiecie, że jak wylosuję 'prostopadły' to będzie kaszana... W ośrodku rozwaliły mnie ściany, na całej długości była wypocona przez ludzi tapeta... Okazało się, że o Ars z gimnazjum też ma egzamin. Teorię zdałem bezbłędnie. Myślałem, że każdy sam będzie sobie losował manewrówkę, ale Ars wybrał dla wszystkich - zestaw 5, na którym mi najbardziej zależało!!! Najgorsze było czekanie na samochód, bo wszędzie dookoła ludzie albo ryczeli, albo skakali z radości i dzwonili do znajomych. Siedziałem chyba półtorej godziny. W końcu zakręciłem się przy wyjeździe na łuku, ale za drugim razem było ok. Zatoczkę zrobiłem dobrze, a na górce się na mnie wydarł, że źle stanąłem (no kurde dziwne, nie ćwiczyłem na oryginalnej górce, więc skąd miałem wiedzieć?). Przy wyjeździe na miasto od razu źle zjechałem na prawo. Potem krzyczał, że się zatrzymałem na "ustąp" a nic nie jechało. Potem myślałem, że wymusiłem pierwszeństwo, ale jak teraz pomyślę to chyba nie wymusiłem. Później wydarł się na mnie, że stanąłem w najdłuższej kolejce i że "to jest egzamin państwowy, trzeba się wykazać trochę inwencją, a nie tylko dusić w te pedały...". Dalej przejechałem linię ciągłą i zaczął gadać: "błąd za błędem...". Potem dostałem zaniku pamięci i nie wiedziałem, czy on mówił żeby zawrócić, czy nic nie mówił i jechałem prosto, zatrzymałem się za trójkątami ustępu i myślałem, że przez ten zanik pamięci oblałem. Facet zaczął mnie kierować do ośrodka, a ja zdałem sobie sprawę, że straciłem szansę i za drugim razem będzie jeszcze większy stres bo większa presja. Facet zaczął coś tam gadać, a ja już nie wytrzymałem i mówię: "PRZEPRASZAM, ale jestem zestresowany!". Specjalnie nie zaparkowałem mu na parkingu tylko pod oknem, a on się spytał czemu. To ja mu na to zdegustowanym głosem: "bo pan nie kazał skręcić". I w tym momencie facet pomyślał chyba, że ma do czynienia z idiotą i że nie warto drugi raz męczyć się z idiotami (albo policzył w zeszycie ilość 'P' i 'N' :D). W każdym razie zrobił pionową kreskę i powiedział: "a niech ci będzie, są gorsi od ciebie" i dokończył 'P'. Ja wyszedłem, wziąłem przez przypadek dowód jakiejś dziewczyny, która oblała, myśląc że to mój. W końcu nie wiedziałem co mam robić, to pytam się: "ja od pana żadnej kartki nie dostanę?" a on: "jak byś dostał kartkę to byś nie zdał!". Byłem w szoku, zadzwoniłem do mojej instruktorki, a ona nie mogła uwierzyć, ucieszyła się i powiedziała "no to kochany jesteś...". Potem zadzwoniłem do domu i wysłałem sms-a do MG. Musiałem na nogach iść jakieś 3 km do ronda, tam oczywiście nie było kiosku, więc musiałem lecieć do następnego ronda i w końcu dojechałem do domu (skakałem z radości że mam już wakacje :)). Tak jak sobie obiecałem, zadzwoniłem do Sz. do Chorwacji. Teraz chyba się upiję, bo jak na dziś, to mam dość wszystkiego, jestem wykończony :]