krejzi
poniedziałek:
Byłem totalnie niewyspany, bo do 1.20 oglądałem ucztę kinomana. Potem wstałem chyba o 5.30 żeby złapać "trainspotting". I tak nic z tego nie wyszło. A popołudniu musiałem jeszcze lecieć do kina, bo tylko w ten dzień można było iść za darmo na Nikifora. I tylko wymęczyłem się jeszcze bardziej.
wtorek:
Wiadomo co. Kaszana w szkole. Jeszcze na pociechę dopik z niemca.
środa:
O 15.47 odebrałem telefon, który sprawił, że chce mi się skakać z radości [sic!]. Dowiedziałem się, że jestem "lucky winner" i jedno z moich marzeń spełni się już za dwa tygodnie. Marzenie nie jest może najskrytsze, ale nie mogę się doczekać.
czwartek:
Dzień Chłopaka. Dostałem super pysznego lizaka o smaku arbuza i czerwonego, komunistycznego goździka!!! Boże jak ja się dawno tak nie cieszyłem jak z tego goździka, on jest po prostu piękny, ciągle go wącham... W szkole było wielkie poruszenie z powodu tych goździków (skąd one je wytrzasnęły???). Wszyscy się dziwili, że oto nagle pojawiły się zapomniane kwiaty. Gościu od histy, pani w sklepiku, nawet jakiś kolo rzucił się na mojego kwiatka i sprawdzał, czy jest prawdziwy... A od lizaka zabarwiły mi się usta, zęby i język na ponętny różowy kolor :]
piątek:
Zaczął mnie dręczyć problem wojska. Wkurza mnie to, że jak nie dostanę imiennego wezwania to sam mam się do nich zgłosić. Niech się walą głupie chamy! Teraz mnie czeka kolejne latanie po lekarzach, żeby mi dali zaświadczenia o moich ułomnościach. Litości...