Nienawidzę sylwestra. Ten miał być inny, ale nie wyszło. Ale i tak byłoby pewnie do dupy, bo przed świętami wszyscy zaczęli grymasić i przyszłyby pewnie same paszczaki, na których mi nie zależy. I znowu to samo, znowu przesiedzę cały wieczór na kanapie i będę się gapił w TV. Czuję się marnie, jak jakiś cholerny chłopczyk z zapałkami, zapomniany przez wszystkich. Co z tego, że to był udany rok, skoro nie mam nawet komu o tym powiedzieć... I nawet piwa nie mogę wypić! I nie zobaczę już nikogo w tym roku. Może to tak miało być? Żeby ten następny rok był bardziej towarzyski ("mniejmy nadzieję") Bo prawdę mówiąc, nie potrafię się zbyt długo obrażać na Sz. Napisał mi dzisiaj, że miał mi coś powiedzieć, ale zapomniał. Cały on :]