Przeżyłem swoją pierwszą jazdę samochodem. To była totalna masakra. Wystarczyły dwie godziny, żebym pogwałcił niewiadomo ile przepisów i został namierzony na osiedlu przez E. Tak ogólnie to odniosłem wrażenie, że skrzynia biegów dostała ode mnie solidnie w kość. Poza tym nie bardzo wiedziałem co się dzieje na skrzyżowaniach, nie zauważałem znaków, pasów jezdni, nie patrzyłem w lusterka i kilka razy zgasł mi silnik na światłach. Dosłownie miodzio... Ale najlepszy motyw był, gdy jakaś taśma magnetofonowa, która znajdowała się na drzewie, zaplątała się o "L" i jechaliśmy tak przez pewien czas... W końcu kobieta kazała mi się zatrzymać, wysiadła i zaczęła zdzierać tą taśmę z samochodu... Jak na pierwszy raz to nieźle, nikogo nie zabiłem... nawet siebie :D