• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

skid

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
26 27 28 29 30 01 02
03 04 05 06 07 08 09
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
31 01 02 03 04 05 06

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003
  • Wrzesień 2003
  • Sierpień 2003
  • Lipiec 2003
  • Czerwiec 2003

Archiwum 10 maja 2004


keep walking

Dzisiaj idąc do szkoły zadałem sobie pytanie: po co ja się tak spieszę? I wcale nie chodziło mi o punktualność, tylko o bieg życia. Tak do końca nie umiałem udzielić odpowiedzi. Z rozważań wyszło mi, że ten cały wyścig szczurów jest niestety konieczny, mimo że życie ucieka mi przez palce... Chciałbym je bardziej wykorzystać, ale to takie niesprawiedliwe. Jak się podejmie jakiś istotny wybór, to nie ma już odwrotu, a właściwie to nie ma sposobu, by pogodzić pewne sprawy. Wcale nie jest tak łatwo żyć, stale napędza mnie jakiś wewnętrzny głosik mówiący: "keep walking...". Coraz częściej przyłapuję się na myśleniu o tym, co będzie za rok i jak przeżyję rozstanie z ludźmi z liceum... Nie wiem co wtedy zrobię. Ciągle walczę o dorosłe życie i ciągle nie mam pewności, czy będę komuś potrzebny za te 10 lat albo chociaż za rok... A niestety nie można jednocześnie spieszyć się dla życia i dla kariery... Wolałbym to pierwsze, ale ten świat jest niekorzystnie wymieszany dla takich jak ja...

Moja wczorajsza wizyta na komunii nie należała do najlepszych. Padało przez cały dzień, było zimno, a tu trzeba było jechać poza miasto jakąś rakietą, tzn. PKS-em... Na szczęście nie musiałem aktywnie uczestniczyć w tych wszystkich rozmowach, bo posadzili mnie tak jakoś na skraju. Ale za to pobiłem chyba rekord w jedzeniu. Przez sześć godzin podawali jakieś dobre żarcie, a jak skończyli to myślałem, że pęknę... Gdybym tak jadł codziennie, to z pewnością nie miałbym niedowagi :) Ale cóż, życie toczy się dalej...
10 maja 2004   Komentarze (4)
Skid | Blogi