Nie udało się... Ta osiemnastka z pewnością nie była imprezą roku, miesiąca, ani nawet tygodnia. Powód był dość smutny, nikt mnie po prostu nie lubi... Nawaliło 28 osób, które zaprosiłem. I jakoś nie chce mi się wierzyć, że wszyscy nie mogli. Przyszła chyba połowa klasy i kilku innych. MG mówi, że było klimatowo i kameralnie, ale mnie to jakoś nie pociesza. Zawiodłem się, głównie na ludziach z gimnazjum. Jak widać każdy żyje swoim klasowym życiem, a to co było już nie wróci (a może właśnie nic nie było?). I tak oto zakończył się mój humanitarny gest względem ludzi których znałem... Muzyka była w porządku, jedzenia pełno, tort truskawkowy, baty o północy, wspólne zdjęcia... Ale cały czas doskwierał mi pewien niedosyt. W momencie, gdy Ag widząc moje odczucia, postawiła mi drinka, doszedłem do wniosku, że to w ogóle nie miało sensu. Chyba oczekiwałem za wiele. Co do jednej rzeczy miałem tylko rację - dzień urodzin był jak zwykle szary i nieciekawy. Ale kogo to obchodzi? Jeśli mam powiedzieć jak jest, to mówię, że jak do tej pory w tym cholernym dorosłym życiu jest gorzej. Ja poproszę o powtórkę z dzieciństwa...
Aha, i tak najładniejszą kartkę dostałem od osoby, po której się niczego nie spodziewałem - siostry Sz. :]