Eskapizm, bowaryzm, gubię się już w tym wszystkim. Żadnej podpowiedzi, światła w tunelu... Przeryczałem cały piątkowy wieczór, bo znowu wyszedłem na idiotę. Zdałem sobie wtedy sprawę, że kocham go jak brata, mimo że nigdy brata nie miałem. Ale on tego nie rozumie. I nawet nie wie jak ja mu zazdroszczę jego życia. I nawet nie wie, że chciałbym mieć w nim oparcie - w grubym misiu Jogi z duszą małego dziecka, hawajską koszulą ala skate, który jak żaden inny tańczy YMCA. Ten świat jest taki popierdolony. Wszyscy widzą we mnie toksycznego człowieka. To gorsze niż prześladowania. W końcu sam poszedłem na imprezę, moją pierwszą klubową imprezę. Nie po to wydałem 3,66 zł na SMS-y żeby teraz bilety się zmarnowały. Poza tym, że nikogo tam nie znałem i wszyscy byli starsi ode mnie, to jednak było świetnie, dwóch DJ-ów z UK... W ryj od nikogo nie dostałem, więc można powiedzieć, że wieczór się udał.
Wyjeżdżam z klasą na kilka dni do Szczyrku. Szczerze mówiąc, nie mam ochoty. Już to widzę - ten problem: "kto mnie przygarnie w pociągu" itp. Sz. będzie się pewnie trzymał z MG i wszyscy mnie jak zwykle zostawią na pastwę losu... Ale uszy do góry, zapłaciłem to mam... :/