życie na krawędzi?
Obraziłem się. I mam prawo! Jakoś nie bawi mnie, gdy mój plecak lata nad moją głową... Nie bawi mnie też, gdy chłopacy rzucają się na moją drożdżówkę, udając że są głodni. Nie śmieszą mnie anegdoty i obraźliwe, wymyślone historyjki w stylu: "Mario trafia do więzienia i zostaje cwelem". Nie chce mi się akceptować czyjejś głupoty, bo to jest poziom przedszkola. Jak ktoś chce nadal uważać mnie za "androida" i mówić, że wszczynam "bunt maszyn" to proszę bardzo, ale może poza szkołą. Mnie już to nie irytuje, mnie to powoli wkurwia!
Obejrzałem skrót zeszłorocznej studniówki i lekko się zdołowałem. Ta moja nie będzie taka, jak oczekiwałem. Nie zaproszę Marysi, bo w klasie panuje dziwny zwyczaj alienacji i większość idzie z samym sobą. Nie zatańczę tego durnego poloneza, bo ktoś wymyślił kurs tańca w czasie, gdy ja mam angielski. A więc nie dostanę też pewnie nowego garnituru. Pojadę na tą wioskę pod Bydzią, będę wyglądał jak cieć i znając życie będzie chujowo. Bo powiedzmy sobie szczerze, imprezy organizowane przez szkołę są beznadziejne... A ja tak bardzo bym chciał inaczej.
Aha, dzisiaj w autobusie jeden facet przez przypadek jebnął mi centralnie z łokcia w nos. I tak sobie myślałem, że gdyby mi krew poleciała, to mógłym zrobić w szkole niezłe wejście smoka. Niestety nie poleciała. Tak w ogóle to dziwne uczucie.