nazywam się milijon...
Mówi się, że faceci mają kompleks wielkości. Tylko że mój jest nieco inny. Ja bym chciał dokonać czegoś wielkiego, przejść do historii, być dumnym ze swojego życia i umiejscowić się gdzieś pomiędzy satysfakcją a sławą. Nie, właściwie tu nie chodzi o sławę. Tu chodzi o taki aktywniejszy tryb życia, jeden dzień tu, drugi dzień tam, poczucie spełnienia i robienia czegoś niecodziennego. No tak, te 10 milionów zł rozwiązałoby problem. Do matury podszedłbym z ulgą, że cokolwiek by się stało, byłbym zabezpieczony. Mógłbym studiować to, co mnie interesuje (chociażby na płatnej uczelni). Albo od razu zostałbym podróżnikiem. Mógłbym też kupić ludziom prezenty, dać im odrobinę szczęścia i sprawić, by uśmiechnęli się tylko dla mnie. Albo tak jak Forrest Gump, zacząłbym kosić trawę i w dupie mieć cały ten zgiełk...