smętne dni
Niedzielny dzień ciągnął się niemiłosiernie. Dodanie jednej godziny więcej w niczym mi nie pomogło. Przez większość czasu walczyłem z samym sobą, żeby się zmobilizować do wytężonej pracy. Jak to zwykle bywa nie zrobiłem za wiele. Wizja poprawy z historii nie napawa mnie ani odrobiną optymizmu, zwłaszcza że ta "wiedza" za cholerę mi nie wchodzi. Rosyjskie rewolucje są tak ciekawe, że za pierwszym razem zasnąłem i odpuściłem sobie. A teraz muszę do tego wracać i na dodatek umieć.
Zastanawiam się, czemu przez całe życie muszę chodzić w za dużych kurtkach zimowych? Albo nie ma takiego fasonu, albo nie ma takiego rozmiaru, albo w ogóle nie produkują w małych rozmiarach. No i suma sumarum czuję się jak napompowana bombka. Nie lubię tego uczucia.
Przeszedłem na tryb tekstowy. Imieninowe życzenia wysłałem sms-em, bo rozmawiać z nim się nie da. Po dwóch godzinach pobytu w szkole otrzymałem podziękowanie, również w formie sms.
Nie potrafię pojąć, dlaczego oni nie rozumieją. Ja przecież umiem śmiać się z siebie, ale nie z tego, że ktoś mnie dręczy, szarpie, bije. Zacząłem po części świrować. Też nie pomogło. No i dalej nie rozumiem. Gdyby sądzili, że jestem głupi i dziwny, to by mnie olali i dali mi spokój. Wychodzi na to, że jednak mnie lubią. Mają tylko radochę z moich nerwów. Czyli dręczenie mnie sprawia im przyjemność. To przecież chore. I takie dziecinne. To oni powinni się leczyć a nie ja...