Z niedowierzaniem patrzę w gazety. Widzę kolorowe fotografie i żal mnie ściska, a nawet współczucie. Patrzę na twarze ludzi, którym odebrano wolność. Patrzę jak stoją na mrozie, śpią w namiotach, tworząc nowy mikroświat, stworzony, by czegoś dokonać. Mimo, że nic nie robię, to jestem z nimi. Ja też chcę obalić to wszechobecne zakłamanie, bo TAMCI kpią sobie z całego systemu świata i nawet im nie wstyd. Zwykli ludzie pragną prawdy, wyzwolenia "z domu Wielkiego Brata" albo "Wielkiej Matki", zabicia zasad stalinowskiego totalitaryzmu w wersji "light". Właściwie nie, to całe gówno dokonujące się na Ukrainie jest bardzo "hard". I to wcale nie jest śmieszne. Wszyscy mówią, że to już rewolucja (ja skłonny jestem nazwać to apokalipsą). Bezkrwawa, piękna rewolucja. Bo tylko nieśmiertelne goździki ranią policjantów, a ludzie śpiewają: "serca chcą zmian". Jakie to piękne... i zarazem okrutne!
No to mamy niecodzienny scenariusz, możemy robić jasełka! Chylę czoła naszemu klasowemu artyście. Przeżyłem mały szok słysząc słowa: "Bodajże trzy razy Maryja będzie rodzić dziecko na scenie...", ale to nic, nauczycielka również zdębiała! Ciekawi mnie tylko reakcja widowni i dyrektorki na naszą sztukę... bez dialogów.