ja wysiadam
Zacząłem się zastanawiać, czy warto marzyć. Zawsze lubiłem marzyć, wyobrażać sobie coś, co nigdy nie miało bądź nie będzie mieć miejsca, planować moje przyszłe wypowiedzi i nietuzinkowe sytuacje. Teraz doszedłem do absurdu i zdołowania. Jedynym wysuniętym wnioskiem było przekonanie, że jedyną metodą dla mnie jest po prostu 'chwytanie dnia'. Nie zadeptanie, tylko chwytanie!
Zacząłem się też zastanawiać, czym jest szczęście, jak bym je zdefiniował. Nie potrafiłem odpowiedzieć na to pytanie! Wydaje mi się, że jestem obecnie szczęśliwy, ale nie umiem powiedzieć czegoś więcej. To naprawdę tragiczne :]
Wyglądam jak wielbłąd po westernie. Najciekawszy w tym tygodniu był czwartek. Co to dla mnie wstać o 5.25, wypić kawę, napisać trzy sprawdziany, przebrnąć przez jakąś setkę słówek na dodatkowy angielski, wypić drugą kawę, odegrać dwie próbne matury... Taa... ból głowy, lewitowanie niczym zombie... Jak to Wera mówi: "Combo". W tym tygodniu troszkę lżej, ale podobnie. "Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat, ja wysiadam"