szkoła, święta i cały ten blichtr
W domu podobnie. Wracam, wysilam się, by znaleźć wszelkie możliwe tematy do rozmów z rodzicami (mi chyba brakuje rodzinnego ciepła :]), zdaję szczegółowe relacje z tego, jak minął dzień, śpię, pije kawę, słucham płyt, oglądam TV, jem i znowu śpię. Jednym słowem tragedia. Kocham kuriozalne sytuacje, absurd rządzi światem, tylko czemu tak długo? :]
W klasie przegłosowaliśmy projekt o rezygnacji z wzajemnych prezentów świątecznych, bo uznaliśmy to za sztuczne. I w sumie mi to na rękę. Nie przepadam za wszystkimi uczestnikami mojej klasowej społeczności, nigdy nie umiałem kupować świątecznych prezentów i właściwie to wszystko sprowadza się do kwestii pieniędzy. Po za tym ja zawsze losuję osoby, na których mi nie zależy. Zgłosiłem się do upieczenia ciasta marchewkowego i tyle. A w jasełkach mam grać pastuszka, też sam się zgłosiłem, jakie to słodkie... Po kilku próbach wysunąłem tezę, że ten cały show będzie fatalny.
Prezent Mikołajkowy dostałem już w zeszłym tygodniu. Stojak na płyty. Nawet ładny :)
Podjąłem się trudu zorganizowania klasowego sylwestra. Boję się już teraz, ale po prostu musiałem. Musiałem kiedyś zrobić imprezę domową! Z jednej strony chcę się sprawdzić, z drugiej nie podoba mi się wizja sprzątania całej chałupy. O rzygowinach na razie nie myślę, może uda się ich uniknąć...