chaos
W całym tym bałaganie musiałem się jeszcze sprężyć, żeby wykonać skromny podarunek dla Sz. Wprawdzie nie robimy sobie w klasie prezentów, ale to właściwie nie jest prezent. Zwyczajna niespodzianka. Zaległe zdjęcia z wakacji, które powinny się znaleźć w jego kolekcji. Banalne, a jednak ciężkie do wykonania. Na szczęście o wszystkim pomyślałem z wielkim wyprzedzeniem. Najgorsze było wybranie cytatu i napisanie go na maszynie do pisania (jak ja kocham robić niepowtarzalne niespodzianki :D). Maszyna była po prostu tragiczna, pasek papieru zbyt długi, klawiatura nieco inna, pisałem to trzy razy. I tak on tego nie doceni, ale mam przynajmniej "dziką satysfakcję" :]
Moja choroba zamiast zanikać, zaczęła przybierać niespodziewane formy. Wydaje mi się, że straciłem węch. Nie czuję nawet zapachu cynamonu. A to oznacza, że nie czuję też smaku. Przeżuwam potrawy jak maszyna do recyklingu. Tragedia.
Idą, idą święta! Jaka to miła wiadomość. Ostatnio, jadąc autobusem stwierdziłem, że właśnie ten okres jest najpiękniejszy. Wszyscy się przygotowują, myślą, wydają pieniądze (to akurat ble...), latają po sklepach. Robi się tak radośnie i optymistycznie. Już nawet ta komercja mi nie przeszkadza. A niech se będą te czerwone mikołaje, mi to zwisa. No więc podoba mi się ten okres, a święta to znając życie przeminą szybciej niż się pojawią.