Przeszliśmy przez kolejną rozmowę. Jeszcze trudniejszą, bo się rozpłakałem. Ja się po prostu nie nadaję. Ten problem mnie przerósł, nie daje mi spać po nocach. Uświadomiłem go, że chciałbym, żeby wszystko było tak jak w Rosji, kiedy nie musieliśmy niczego nazywać i rozważać, tworzyliśmy zgrany "team". Zrezygnowałem ze swojej dumy i już nie chcę przeprosin, nie chcę wracać wstecz. Może i jestem naiwny, może on rzeczywiście jest zbyt głupi na takie wzniosłe relacje międzyludzkie. I może jestem przewrażliwiony... Ale już rzygam tymi wszystkimi problemami. W każdym razie wróciliśmy do punktu wyjścia. Tym razem nie łudzę się już o nic. Skoro inaczej postrzegamy słowo na "p", bądźmy po prostu kumplami. Przynajmniej w jednym jesteśmy zgodni: że rozmowy przez GG są bez sensu...
Kompromitacja. To jedyne, najbardziej odpowiednie słowo. W moim przypadku rezygnacja z matury z fizy jest chyba nieunikniona. Po obejrzeniu zadań chciałem sobie odpuścić wersję rozszerzoną, ale kochana pani N. dorwała mnie w drodze do szatni. Zaczęła mnie prosić, żeby wrócił. Wstyd jak cholera, bo mój tępy umysł nie potrafił nic.
Wichury nawiedzają okolicę. Zimno mi, jestem cholernie zmęczony i zupełnie nie gotowy na nadchodzący tydzień. Ten maraton maturalny zabił we mnie resztki człowieczeństwa i skurczył mój mózg. Dostałem jeszcze jakiegoś dziwnego skurczu szczęki. Czuję się jak wypompowany materac. Jedynym pozytywnym aspektem jest poprawa stanu ucha. Biedaczek wraca do normy. Nie obraziłbym się, gdyby wszystko inne też wróciło...