home
W końcu wróciłem na swój grunt - jak to się mówi "home sweet home". W Zakopcu było całkiem nieźle. Przynajmniej na parę chwil przestałem myśleć o tym całym chaosie, który mnie otacza. Niestety nie mogłem pozbyć się uczucia żalu z powodu końca wakacji. No cóż ten świat nie jest doskonały, a na pewno nie ja. Udało mi się utrzymać w tajemnicy fakt, że prowadzę pamiętnik i spisałem skrycie to, co było ciekawsze. Nie chcę zanudzać, więc opisy będą krótkie...
piątek 15.08
Kilka godzin przed wyjazdem ojciec wywołał powódź w łazience! - stare rury zaczęły przeciekać. Już myślałem, że nie pojedziemy, ale na szczęście jakiś market był otwarty (święto narodowe) i udało się zatamować wodę.
sobota 16.08
Godzina 5.45 - zajeżdżamy do McŚwiata w Łodzi, bo ojcu zachciało się kawy. A tu facet co mył okna mówi, że otwierają dopiero o 7.00 (to po co on tak szybko przyszedł?!). W Częstochowie widziałem Glempa na żywo. W górach przypadkowo trafiliśmy na kwaterę, gdzie już kiedyś byliśmy! Syn gospodarza (Andrzej Dorula) trenuje skoki narciarskie i dostał się do Kadry Polski Juniorów! Widziałem go, ale nie zdążyłem wziąć autografu, bo wyjechał do Austrii trenować na igielicie!
niedziela 17.08
MG odezwał się po tygodniu milczenia (chciałbym znać powód). Poszliśmy w góry tym szlakiem, na którym zamordowano ostatnio młodą dziewczynę. Trasa nie była ciekawa, więc... (dobra nie będę kończył tego komentarza).
poniedziałek 18.08
nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło
wtorek 19.08
Byłem na Wielkiej Krokwi w Zakopanem. Szczerze mówiąc ta skocznia była dość brzydka i stara, ale rodzice zrobili mi całą sesję zdjęć :) Byliśmy też na Słowacji w celach czysto "spożywczych". Ojciec wziął jakieś niedobre piwa - ble!
środa 20.08
Znowu pojechaliśmy na Słowację, tym razem w celach turystycznych. Musieliśmy tylko stać w 1,5-godzinnym korku przed granicą! A ten kraj to w ogóle jest jakiś dziwny i śmieszny.
czwartek 21.08
Dzisiaj po raz pierwszy ktoś mi zaczął mówić "cześć" na szlaku. Nie wiem czemu, ale nie przepadam za tym zwyczajem. To trochę sztuczna uprzejmość ze strony zmęczonych, obcych ludzi. Poza tym mama przepaliła żarówkę i to oczywiście ja musiałem załatwić nową :)
piątek 22.08
W Kalwarii Zebrzydowskiej spodobały mi się takie brązowe kaptury, które nosili zakonnicy :) Byliśmy też w Tyńcu, a potem w Krakowie. Weszliśmy na Kopiec i w ogóle... Nieoczekiwanie natknęliśmy się na wystawę fotografii "Ziemia z nieba". Ja słyszałem o tym wcześniej i chciałem to zobaczyć. Nawet nie wiedziałem, że to będzie w Polsce. Zdjęcia po prostu boskie, fantastyczne przeżycie wizualne! W mieście mama złamała mi paznokieć u nogi i nastrój mi się pogorszył :( Ale potem nas zatkało z wrażenia, gdy zobaczyliśmy na Rynku popisy breakdance'u.
sobota 23.08
Wytachałem od rodziców pucharek lodów z adwokatem. Mój pierwszy kontakt z tym trunkiem zakończył się komentarzem: to wcale nie jest takie słabe! Wieczorem pojechaliśmy do znajomych na ognisko, kiełbaski itp. Miałem okazję pogadać z najlepszą laską, jaka chodzi do mojej szkoły :) No i ogólnie było śmiesznie (ach te ich rodzinne historie :D).
niedziela 24.08
Śniadanie nam nie wyszło, bo dzień wcześniej, zapomniałem wstawić pierogi z jagodami do zamrażarki! No i trochę się skleiły, i nie szło ich ugotować, i to coś na talerzu (szaro-fioletowe) przypominało ludzki mózg! :) W drodze powrotnej w samochodzie po raz trzeci skończyłem czytać mają ulubioną książkę - HP&CoS.
piątek 15.08
Kilka godzin przed wyjazdem ojciec wywołał powódź w łazience! - stare rury zaczęły przeciekać. Już myślałem, że nie pojedziemy, ale na szczęście jakiś market był otwarty (święto narodowe) i udało się zatamować wodę.
sobota 16.08
Godzina 5.45 - zajeżdżamy do McŚwiata w Łodzi, bo ojcu zachciało się kawy. A tu facet co mył okna mówi, że otwierają dopiero o 7.00 (to po co on tak szybko przyszedł?!). W Częstochowie widziałem Glempa na żywo. W górach przypadkowo trafiliśmy na kwaterę, gdzie już kiedyś byliśmy! Syn gospodarza (Andrzej Dorula) trenuje skoki narciarskie i dostał się do Kadry Polski Juniorów! Widziałem go, ale nie zdążyłem wziąć autografu, bo wyjechał do Austrii trenować na igielicie!
niedziela 17.08
MG odezwał się po tygodniu milczenia (chciałbym znać powód). Poszliśmy w góry tym szlakiem, na którym zamordowano ostatnio młodą dziewczynę. Trasa nie była ciekawa, więc... (dobra nie będę kończył tego komentarza).
poniedziałek 18.08
nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło
wtorek 19.08
Byłem na Wielkiej Krokwi w Zakopanem. Szczerze mówiąc ta skocznia była dość brzydka i stara, ale rodzice zrobili mi całą sesję zdjęć :) Byliśmy też na Słowacji w celach czysto "spożywczych". Ojciec wziął jakieś niedobre piwa - ble!
środa 20.08
Znowu pojechaliśmy na Słowację, tym razem w celach turystycznych. Musieliśmy tylko stać w 1,5-godzinnym korku przed granicą! A ten kraj to w ogóle jest jakiś dziwny i śmieszny.
czwartek 21.08
Dzisiaj po raz pierwszy ktoś mi zaczął mówić "cześć" na szlaku. Nie wiem czemu, ale nie przepadam za tym zwyczajem. To trochę sztuczna uprzejmość ze strony zmęczonych, obcych ludzi. Poza tym mama przepaliła żarówkę i to oczywiście ja musiałem załatwić nową :)
piątek 22.08
W Kalwarii Zebrzydowskiej spodobały mi się takie brązowe kaptury, które nosili zakonnicy :) Byliśmy też w Tyńcu, a potem w Krakowie. Weszliśmy na Kopiec i w ogóle... Nieoczekiwanie natknęliśmy się na wystawę fotografii "Ziemia z nieba". Ja słyszałem o tym wcześniej i chciałem to zobaczyć. Nawet nie wiedziałem, że to będzie w Polsce. Zdjęcia po prostu boskie, fantastyczne przeżycie wizualne! W mieście mama złamała mi paznokieć u nogi i nastrój mi się pogorszył :( Ale potem nas zatkało z wrażenia, gdy zobaczyliśmy na Rynku popisy breakdance'u.
sobota 23.08
Wytachałem od rodziców pucharek lodów z adwokatem. Mój pierwszy kontakt z tym trunkiem zakończył się komentarzem: to wcale nie jest takie słabe! Wieczorem pojechaliśmy do znajomych na ognisko, kiełbaski itp. Miałem okazję pogadać z najlepszą laską, jaka chodzi do mojej szkoły :) No i ogólnie było śmiesznie (ach te ich rodzinne historie :D).
niedziela 24.08
Śniadanie nam nie wyszło, bo dzień wcześniej, zapomniałem wstawić pierogi z jagodami do zamrażarki! No i trochę się skleiły, i nie szło ich ugotować, i to coś na talerzu (szaro-fioletowe) przypominało ludzki mózg! :) W drodze powrotnej w samochodzie po raz trzeci skończyłem czytać mają ulubioną książkę - HP&CoS.