Czekałem, czekałem, aż w końcu doczekałem się jednego zdania: "dzięki za maila", to wszystko. Do końca nie wiem, co i jak, bo nie widzieliśmy się osobiście, tylko poprzez literki na GG. Ale nie będę bardziej wnikał, żeby jeszcze bardziej nie popsuć. Zdaje mi się, że przyjął wszystko do wiadomości, ale nie wiem, z jakim skutkiem. Po prostu musiałem mu to kiedyś powiedzieć. Zakładałem tylko, że to się stanie po maturze, kiedy każdy pójdzie w swoją stronę. Tak sobie myślę, że teraz może już nie być tak, jak przedtem. Bo skoro wszystko jest wiadome, nasze zachowania mogą stać się sztuczne. Dlatego chyba lepiej żyć w milczeniu, między słowami...
A tak poza tym, to wielce prawdopodobnym jest, że on kiedyś znajdzie ten blog. Zabawne, ile informacji dostarcza imię i nazwisko, gdy skorzysta się z internetu. On już wie, że używam "esz z kropką". Po prostu brak mi słów, osłupiałem jak słup soli i zacząłem się bać...
Czuję się fatalnie. Ktoś mnie chyba zaraził, bo gardło mnie boli i słabnę. Szkoła nadaje się jedynie do wyśmiania, bo zamiast lekcji mam stertę okienek. A poza tym chyba spieprzyłem sprawę. Posprzeczałem się z Sz. Przeszedłem przez ciężką rozmowę, miałem ochotę się rozpłakać, a później o 1.00 w nocy napisałem mu e-maila, w którym wyjaśniłem całą prawdę i sprawy, które chyba nie powinny zostać powiedziane. Napisałem, że jest dla mnie bratem i wydaje mi się, że nie zrozumiał. A to może oznaczać, że wyszedłem na pojebanego chuja i to już kurwa mać koniec. Widocznie przyjaźni nie można analizować z przyjacielem... Moja frustracja jest żałosna: zimno mi, słucham Britney Spears i czekam... na cokolwiek :<
Idą święta. W sklepach świecidełkowy szał, pełno dekoracji, których nikt nie kupuje. Nic mnie tak ostatnio nie zadziwiło, jak kartofelki marcepanowe, które zauważyłem w markecie. Niech mi to ktoś kupi na Mikołajki! Jeszcze nie tak dawno miałem ochotę obdarować ludzi dobrocią, kupić im prezenty i wręczyć z okazji świąt. To było abstrakcyjne, chociażby ze względu na koszty. Teraz już mi nie zależy na niczym.
*** Nie przypuszczałem, że zwykłe badanie zębów będzie dla mnie tak stresujące. Zwłaszcza, że odbywało się w kinie. Fajna ta akcja Blend-a-med była, nawet trochę śmieszna. Powiedziano mi, że nie mam próchnicy, ale ja im tak do końca nie wierzę! Że niby ta ich magiczna pasta ma zrekonstruować moje zęby, które "wymagają regeneracji"?
Ja: Ostrzegam, że to może być wstrząsające. Kobieta Blend-a-med: Nie pan pierwszy mnie ostrzega. Ale kiedyś musi być ten ostatni...