Próbowałem dzisiaj uratować Dzień Kobiet przed nieuniknioną klęską, ale nie udało się. Przeszedłem się z MG po hipermarkecie, ale jak on się uprze to nie ma bata. Zaakceptował po prostu zdanie ogółu, że w tym roku będziemy aż tak oryginalni, że nie zrobimy nic. Jedynie kwiaty będą oznaką pamięci. Te wszystkie stereotypy, presja elitarnej szkoły i tym podobne chyba nas nie dotyczą. To ponoć komunistyczne święto, więc może chłopaki mają rację? Ja w każdym razie próbowałem coś zdziałać i jakoś przeżyję te uwagi ze strony dziewcząt, że nie podołaliśmy w tym roku.
Do końca roku pozostała jeszcze kupa czasu, ale ja już myślę o wakacjach. Nie wiem czy mi czasem nie odbiło, ale zamierzam znowu jechać do Rosji, tym razem do tej prawdziwej, kontynentalnej Rosji. Po pierwsze: białe noce, po drugie: Sankt Petersburg, po trzecie: Murmańsk (dalej na północ już chyba w życiu nie pojadę :D). Dlatego to może być naprawdę fantastyczna przygoda. Pochłonie dużo kasy, ale mam nadzieję, że rodzice jakoś to przeżyją. Jadę tam z Sz. Jest tylko jedno "ale" - Łosiek chce się zabrać z nami. Z całym szacunkiem, ale w wakacje to ja pragnę odpocząć (od niego także). Po pierwsze: to nie jest wycieczka dla niego i będzie jęczał, bo nigdy nie jechał z Olejem. Po drugie: będzie się popisywał przed Sz. i tym samym będzie mi dokuczał. Po trzecie: mnie to z pewnością wkurwi i popsuje mi humor. Dlatego jego obecność w tym roku w Rosji jest bardzo niewskazana i będę się modlił, żeby rodzice go nie puścili. Po prostu mam dość jego pewnych wygłupów i zachowań. Pragnę mieć święty spokój. Amen.
Moja cudowna szkoła zorganizowała nam wizytę w ośrodku profilaktyki chorób nowotworowych czy jakoś tam. Było śmiesznie. Kobieta zachęcała nas do oglądania swojego nagiego ciała przed lustrem. Dali nam jakieś fantomy, czyli sztuczne cycki do pomacania. Mieliśmy wykryć w nich guzki. Potem wpuścili nas do gabinetu ginekologicznego. To miejsce nie należało do przyjemnych. Ten "fotel" z "szufladą" był okropny, z resztą wziernik i pędzelek też :#
Po powrocie do miasta poszedłem z Sz. i Łośkiem za zapiździankę, czyli zimową odmianę zapiekanki. Tak sobie myślę, że Sz. chyba mnie lubi. Wczoraj do północy graliśmy w Scrabble on-line. Mam zamiar urządzić z nim osiemnastkę i pojechać razem na wakacje. Nie wiem tylko, kiedy znudzimy się sobie nawzajem. To okrutne, ale niestety prawdziwe. Wszystkie moje znajomości prędzej czy później stają się nieciekawe...
Pierwszy raz zdarzyło mi się zasnąć na lekcji. Tym ciekawym przedmiotem mógł być jedynie polski. Najlepsze momenty były wtedy, gdy opadała mi głowa i z zaskoczeniem otwierałem oczy. Wszystko przez to, że byłem zmęczony, bo spałem dzisiaj tylko trzy godziny. Pozostałą część nocy przeznaczyłem bowiem na oglądanie Oskarów. Czuję teraz lekki niedosyt albo zawód. Rok temu to jeszcze było warto się poświęcać, ale dzisiaj nasuwa mi się tylko jedno określenie: totalna siara. Owszem, Władca Pierścieni mi się podobał, ale nie do tego stopnia, by przyznać mu niemal wszystkie nagrody. Spodziewałem się jakichś niespodzianek, jednak program okazał się po prostu nudny. Kibicowałem dwóm filmom: "Mieście Boga" i "Między słowami". Dlatego ucieszył mnie tylko jeden Oskar - dla najlepszego scenariusza oryginalnego :]
Tak w ogóle to przez cały weekend myślałem o tym filmie. Ma on w sobie coś takiego, co przyciąga i urzeka w nieco inny sposób. Nie wiem jak, ale to działa. Może dlatego, że czuję się podobnie jak bohaterowie. W każdym razie żal mi trochę Sz. Nie mogę go do końca rozgryźć, ale z tego co mi mówił, to on też ma problem ze swoim życiem.
Tak poza tym to poczułem się dzisiaj trochę oszukany. Okazało się, że będąc niepełnoletni, nie mogę zrealizować w banku czeku. Aż mi głupio, tyle czasu straciłem "na pracę". A teraz prawdopodobnie przepadnie mi koło nosa kilkadziesiąt dolarów. Wrrr... co za życie :/