poleciały łzy...
Wczoraj w nocy tak po prostu się rozpłakałem. Zrobiło mi się głupio i jak kompletny looser zacząłem beczeć. To był ten moment, w którym człowiek nie wie dokładnie co robi, ale ma przeczucie, że to jest konieczne. Właściwie to chyba wiem, czemu. Nie żebym był histerykiem, brakuje mi raczej rozmów z MG. Ja naprawdę muszę się z nim spotkać, ale on jest daleko stąd. A ja ciągle się łudzę, że kiedyś zostaniemy prawdziwymi, naprawdę prawdziwymi przyjaciółmi, ale widocznie jest to niemożliwe. Tylko jednego tu nie rozumiem. Jeżeli nie jest mi dane zaprzyjaźnić się z nim, to już chyba nigdy nie znajdę lepszego kumpla... Gdy rano wstałem, przypomniał mi się napis na T-shircie mojej koleżanki: "Dołuj razem z nami" i zacząłem się śmiać z samego siebie. Popołudniu zabaczyłem jeszcze napis na murze: "Życie to bal masochistów" i stwierdziłem, że coś w tym jest prawdziwego...