Przyszedł w końcu koniec. Wszystkie tajemnice zostały odkryte, coś jakby kawałek mnie ulotnił się w powietrze. To tak jak w tym filmie, którego nie obejrzałem, ciężar duszy równy 21 gramów. Dosłownie tak się jakoś poczułem... pusty. To jakaś dziwna mieszanka wstydu, zawiedzenia, szoku, frustracji... Złamana obietnica najpierw wprawiła w osłupienie, później zabolała. Mój wirtualny azyl przestał być bezpieczny, więc trzeba wiać. To miała być terapia oczyszczająca - że lepiej jest wyrzucić wszystko z siebie niż dusić w sobie. Z czasem jednak wszystko traci swoją naturalność lub celowość, sens. Trochę mi wstyd, że przez głupiego hosta Pan Szymon przejrzał mnie na wylot. Wstyd mi też trochę tego, co przeczytał... Bo to było moje... Z jednej strony żal mi będzie tego hobby, ale z drugiej to nie byłoby to samo. Znając siebie, wybaczę mu ten błąd i pewnie zbyt szybko. Taki już jestem...
więc dziękuję za wszystko, cześć!
us, we’re coming and we go away always try to find the right way we’re trying as we’re passing by day and night and we try, try to make the right decisions yes we do and we try, try to find the right way for me and you [frameless]
Ale się strachu najadłem, że Sz. znajdzie bloga. Hu hu hu... Było niebezpiecznie. Mam nadzieję, że nic się nie stanie, że się dowiedział że piszę. Obiecał, że nie będzie szukał. W ogóle to podsunął mi niezły pomysł, żeby pisać po prostu na dysku, tylko dla siebie...
Jak to się fachowa mówi: "zima zaskoczyła kierowców". No i jakoś do szkoły dotrzeć na czas nie mogłem. Nie cierpię zimy, a moje letnie buty jeszcze bardziej. Ale dzisiaj miasto wygląda naprawdę ładnie, jest tak biało i aż drzewa uginają się od mas śniegu. Zimno ale ładnie.
Do trzech razy sztuka. Tym razem muszę wygrać ten milion! Skreśliłem losowe numery i będę czekał.
Ostatnio podoba mi się porządkowanie mojego materialnego otoczenia. Sterty gazet, książek, wycinków, notatek i innego badziewia, ja i kawa pośrodku biurka... Planuję sobie przyszły tydzień, dopisuję, skreślam, szukam, wywalam niepotrzebne rzeczy. Czadersko, czuję się jak... ktoś ważny.
Głupio brzmi, ale boję się wydawać pieniędzy. Ostatni rok nie był pod tym względem najprzyjemniejszy. To sprawia, że teraz obawiam się, czy sytuacja się czasem nie powtórzy. Nie lubię nie mieć jakiegokolwiek zaplecza finansowego. Myślę i myślę, czy spełniać swoje zachcianki czy lepiej chomikować, bo może forsa przydałaby się później...
Codziennie noszę ze sobą aparat do szkoły i nie mam odwagi, by robić zdjęcia. To tak dziwnie wygląda, gdy ktoś "fleszuje". Muszę wykończyć kliszę, bo nie mogę się już doczekać zdjęć ze studniówki.
To wcale nie jest zabawne, ważyć najmniej z całej klasy. To naprawdę nie moja wina, że taki się urodziłem i mam niespotykaną przemianę materii. Więc nie śmiać się do cholery, bo kiedy ja przestaję się śmiać z samego siebie to to jest właśnie kres! Wyniki z matury z matmy też jakoś nie nastrajają mnie pozytywnie. Fakt, że nic nie powtarzałem, ale wiem, że stać mnie na więcej.
Zapędziłem się w moich marzeniach za daleko. Nie pojadę ani do Tokio, ani do Turcji, ani nigdzie indziej w te ferie, bo na moim kuponie była tylko jedna liczba, która pokrywała się z tymi wylosowanymi. A tak fajnie było sobie powyobrażać, co bym zrobił z trzema milionami...
Nic tak nie poprawia nastroju jak imieninowy tort czekoladowy. Pieprzyć pryszcze, czekolada ponoć uszczęśliwia! Tylko tak jakoś mało tego tortu. A moje imieniny upłynęły pod znakiem kolędy. Siostra kupiła mi nowy T-shirt. Szczerze mówiąc, średnio mi się spodobał, bo ma napis "Euro 04", a piłka nożna to trochę nie moja bajka. Poza tym noszenie przeterminowanych ciuchów jest nieco dziwne. Ale później stwierdziłem, że jest całkiem niespotykany.
Głupio mi ostatnio. Sz. dostał szlaban na życie towarzyskie, bo się nie uczy. Ja też się nie uczę, uciekam z polskiego i głupio mi jeszcze bardziej. A mieliśmy iść dzisiaj do kina (i to była jego inicjatywa). Wybrał nawet ambitny film... Tak więc sam poszedłem się wyciszyć i odizolować. Nie za bardzo pomogło. Czasami mówię głupie ale szczere rzeczy. A kiedy napiszę coś takiego w sms-ie to brzmi to jeszcze bardziej idiotycznie. Tak więc przewrażliwiłem się po raz kolejny i po raz kolejny przejąłem się za nadto...
Dowiedziałem się, że Malwinę potrącił samochód i jest cała poobijana. Podobno nic sobie nie złamała. Poza tym jakaś dziewczyna z niższej klasy straciła cały majątek, bo kamienica jej spłonęła. Chciałbym jakoś pomóc ludziom, ale nie potrafię. Wysłałem sms-a na cel Azji, ale satysfakcja szybko minęła. Życie...
Oł dżizi... Czuję się jak haft, mimo że nie rzygałem. Chyba za dużo spożyłem picia i żarcia. Bąbelki i soki z tymi moimi pięcioma centylitrami procentów i w ogóle. To wszystko wymieszało się z pięć razy w moim brzuchu i powstały tzw. "butterflies". Bolały mnie stopy, zrobił mi się osad nazębny od niezliczonych ilości kawy i kilku substancji smolistych. W każdym razie studniówka nie była zajebista, było średniawo. Na początku zdawało mi się, że będzie wspaniale. Atrakcyjny polonez, szampan, dobre jedzenie, zdjęcia do gazety, kankan. Dali nam nawet pomarańczowe wstążeczki (dosłownie Ukraina reaktywacja), żeby ekipa nas rozróżniała. Tylko że na sali było ciemno, a wszyscy zdjęli marynarki... Przez chwilę miałem wrażenie, że to będzie najlepsza studniówka tego weekendu, a redaktor Wyborczej oszaleje, gdy zobaczy zdjęcia. Ale potem przyszła kolej na nieciekawy program artystyczny i powiało nudą. Zespół był do dupy. Męczył nas swoim archaicznym reczitalem. A o 2.00, kiedy to zachciało mi się tańczyć i impreza się rozkręcała, kamerzyści poszli sobie w pizdu. Zrobiła się totalna zamuła, moja klasa siedziała jak zastygła przy stole, bo mądre dzieci przyjechały własnymi samochodzikami, więc nawet uchlać się nie mogli. Walałem się z jednego kąta w drugi, dając ujście moim ambicjom fotograficznym. Zacząłem głupieć, zacząłem rozmyślać, czy jestem szczęśliwy. Nie chodziło mi o bierzący moment, tylko okres czasu. I doszedłem do znanego od dawna paradoksu, że za pół roku stanie się koniec i już nie będę szczęśliwy. I nie tylko tego żałowałem. Żałowałem, że nie zaprosiłem Marysi (a była to jedyna okazja) i że nie mam tak wystrzałowego garnituru jak inni. Więc nie pytaj mnie mamo, czy byłoby lepiej, gdybym z kimś poszedł, bo chyba znasz odpowiedź. Nie no, przyznać muszę, że pałac był dość ładny a dziewczyny miały fajne kiecki! No i jednego nie zapomnę - jak nasza kobieta zaczęła tańczyć techno. To spojrzenie w jej oczach, jak ona się wczuła w tą muzykę... Chyba musiała być ostro nawalona. Mam wielką nadzieję, że chociaż to znajdzie się na filmie. A Sz. był jakiś nie w sosie, ale odwiózł mnie do domu i chwała mu za to.
Nie sądziłem, że będę to aż tak przeżywał. Zwykła impreza, w dodatku bezalkoholowa, a tyle ekscytacji i oczekiwań. No i ciągle nachodzi mnie ta myśl: czemu nie zaprosiłem Marysi? No właśnie, czemu?
Rodzice wybrali mi jeden z najlepszych zakładów fryzjerskich w mieście. Tak dokładnej fryzjerki to ja jeszcze nie spotkałem. Strzygła mnie przez 40 minut i naprawdę się starała. To ciepło metalu maszynki i chłód brzytwy na karku, jak ja to lubię... Wyglądam jak człowiek, pachnę kilkoma rodzajami lakierów i żelu. W gruncie rzeczy czuję się... dowartościowany. Tylko nie wiem, jak mam się teraz przespać, chyba na stojąco :)
Właśnie się przekonałem jak to jest, kupić pierwszą w życiu paczkę papierosów i zapalić sobie w samotności na chodniku... Nie, nie zamierzam ładować się w nałóg, a potem chodzić z plastrem na ramieniu. Mam wystarczająco silną wolę, żeby sobie z tym poradzić. Po prostu brakuje mi niekonwencjonalnych zdarzeń, nowych przygód, kuriozalnych sytuacji i całego tego charakterystycznego poloru. A paczka jest na studniówkę. Wyrafinowane Davidoffy. Leżą schowane w szufladzie.
Wraca mi humor. Cieszę się, cieszę się, że powoli znów zaczynam być szczęśliwy. Ta osobista kwestia została już dawno przedyskutowana i lepiej jest tak, jak jest teraz. Jesteśmy kumplami, bo chyba tylko w tym potrafimy być dobrzy. Dzisiaj na matmie poszliśmy sobie do Sowy na lody. Tegoroczna zima jest radykalnie inna od poprzednich. Tyle się dzieje, tyle się zmienia, że momentami sam nie nadążam...