Jest lepiej, znacznie lepiej. W niedzielę poszedłem do spowiedzi. To mi chyba najbardziej pomogło. Pozbyłem się pewnego wewnętrznego skrępowania. Tego dnia pierwszy raz zapragnąłem zapłakać w kościele (sic!). Tak sobie pomyślałem o tym wszystkim co było, o tych szczęśliwych chwilach w moim życiu i wzruszyło mnie to. Kiedy ksiądz święcił te palmy i gdy chlupnął na mnie strugą po twarzy, poczułem się jakiś lepszy i miałem ochotę się zaśmiać. To była ciekawa Msza. Chciałbym już nadal się tak cieszyć. Chciałbym, żeby Sz. został moim przyjacielem. Chciałbym, żeby o tym wiedział, ale nie mogę mu powiedzieć. Wolę nie niszczyć tego, co jest "niedopowiedziane", bo jeszcze czasem nie zrozumie...
Tak tato, jestem darmozjadem. Ty ciężko pracujesz, a ja nie robię nic, tylko baluję, bawię się i trwonię twoje pieniądze. Przecież moje problemy nic nie znaczą. Bo czemu miałoby być inaczej? To ty jesteś głową rodziny, to ty troszczysz się o nasze dobro. Ja po prostu chodzę do najlepszego liceum i nie rozumiem matematyki. W każdy piątek popołudniu mam ochotę płakać, bo nie mam z kim spędzić wolnych dni. Tak wiem, że powinienem pomóc ci przy remoncie domu, ale ja po prostu siedzę w kącie i marnuję czas, bo nie mam do kogo się zwrócić i wyżalić. Co to za problem brak przyjaciół? Wiem, że to nic. Ty starasz się dotrzymać terminów i nie mieć karnych odsetek. Po co mam cię jeszcze bardziej martwić tym, że buty mi przeciekają, bo się zniszczyły, i że potrzebuję nowego plecaka, bo stary niedługo się rozedrze. Ja jestem tylko dzieckiem, które potrafi grzeszyć. Przecież dzieci głosu nie mają. Czemu nie mówię ci, że cię kocham? Czemu nie chwalę ci się dobrymi stopniami? Czemu jestem oschły i szorstki? Bo w mojej głowie za dużo jest błahych problemów. Ja myślę tylko o prawie jazdy, o swoich urodzinach i wakacjach. To wszystko to moje własne przyjemności, więc nie będę cię nimi zamartwiał. Tak więc jestem tym cholernym darmozjadem i nie szanuję cię. Dlatego nie dawaj mi już kieszonkowego, bo kupię sobie czasem film na dvd mimo że nie mamy w domu dvd. Ja po prostu nie znam realiów tego świata. Ale proszę cię, zostaw mnie lepiej wśród moich marzeń, bo ja chcę, by jutro było mi lepiej...
Kolejny bezstresowy dzień (chyba zaczynam się odzwyczajać od nauki). Po trzech dniach rekolekcji, które były beznadziejne, moja klasa stwierdziła, że dzisiaj też zrobimy sobie wolne. Po spędzeniu w szkole jednej godziny, udało nam się wszystko uzgodnić z nauczycielami i poszliśmy sobie do Myślęcinka. Poszliśmy dosłownie... Tyle kilometrów to ja już dawno nie przeszedłem. Na jakiś czas mam dość spacerów. Nasza banda opanowała na przeszło godzinę plac zabaw (śmiesznie to wyglądało ;)). Ale pogoda nie była aż tak rewelacyjnie ciepła i chyba mnie przewiało. No i oczywiście jak wieje wiatr, to ja mam katar. I jak na złość zużyłem dzisiaj moje chusteczki i nie wiedziałem co mam zrobić. Nikt nie miał mi pożyczyć. Gdy już myślałem, że zasmarkam się na śmierć i będę wyglądał ohydnie, przypomniało mi się, że zawsze noszę w plecaku... papier toaletowy. Nigdy nie przypuszczałem, że to szare badziewie uratuje mój wygląd... :]
Doznałem wczoraj szoku. Zwykła urodzinowa impreza okazała się totalną techniawą!!! Wszędzie było pełno napakowanych dresów, którzy wydawali się być starszymi ode mnie. Ale najgorsze było to, że po raz pierwszy w życiu zobaczyłem tych ludzi w białych rękawiczkach i z gwizdkami w ustach. Myślałem, że takie schematy zdarzają się gdzieś na prowincjach, w małych dyskotekach itp. A jednak. Zaczęło mnie to trochę przerażać i poczułem, że to nie moje miejsce, nie mój czas... No ale trudno, skoro już tam się znalazłem (jako towarzyszący), to musiałem chociaż udawać, że dobrze się bawię. Obciach nieziemski. Poza tym pierwszy raz jechałem sam autobusem nocnym, który zasuwał jak torpeda. Odniosłem wrażenie, że kierowca celowo jechał tak szybko, żeby sobie pospać przed następnym kursem. Moje osiedle również mnie zaskoczyło, gdyż w środku nocy okazało się wymarłym terenem, po którym mogłem spokojnie się poruszać...
Przeżyłem, przeżyłem tą hardcore'ową noc, choć nie ukrywam, że było ciężko. Na pierwszym filmie to ja się jeszcze dobrze bawiłem, ale na drugim i trzecim po prostu nie można było nie zasnąć!!! Za mało dawali darmowej kawy! W rezultacie Sz. budził mnie a ja jego. Było zwałowo, a my musieliśmy robić jeszcze większą zwałę, żeby dotrwać do końca. Przespałem może godzinę w jakichś niesystematycznych ratach. Trudno mi było uwierzyć w to, co działo się w tym kinie. Przyszło full wypas ludzi (podobno sześć sal), były kolejki do kibla, jakieś dzieci się zgubiły i koleś przyszedł z megafonem na salę... Powstała jedna wielka sypialna impreza, ludzie pili, palili, czytali książki (sic!). Dosłownie zajebicho. Żałuję tylko, że nie wziąłem ze sobą żarcia, bo wszyscy przyszli z plecakami. No i było mi trochę zimno przez tą przeklętą klimatyzację. Pod koniec siedziałem już w szaliku, przykryty całkowicie kurtką. No i potem, ja i Sz. zgubiliśmy się przy wyjściu. Po powrocie do domu spałem jak zabity. Ogólnie mówiąc było śmiesznie. Aha jeszcze jedno - pierwsza część WP jest najlepsza...
oh it's such a perfect day i'm glad i spent it with you oh such a perfect day you just keep me hanging on [lou reed]