Zacząłem dostrzegać pewną analogię pomiędzy moim życiem a filmem, na który zabrałem kiedyś Sz. To on jest chyba tym kimś, kto nagle wkracza w czyjeś życie i sprawia, że człowiek zaczyna żyć na nowo... Sz. namieszał już tak, że właściwie ukradł mnie innym, wywrócił wszystko do góry nogami... Zacząłem robić rzeczy, o których dawniej nie myślałem. Może to właśnie on - wielkie małe dziecko ma mnie wprowadzić w dorosłe życie? Hmm, brzmi absurdalnie. Ja w każdym razie cieszę się, że go poznałem i polubiłem, bo ta znajomość jest inna niż wszystkie. No może się mylę i to tylko złudzenie... eee... przyjaźni? Tak właściwie to boję się używać tego słowa na co dzień, bo nikt mi jeszcze nie udowodnił istnienia jego sensu. W filmie ten cudowny czas kiedyś się kończy. I ja to wiem, wiem, że ten czar kiedyś pryśnie, każdy pójdzie w swoją stronę, a mi pozostaną tylko wspomnienia i rozmyślania. Dlatego pragnę maksymalnie wykorzystać czas, który mi pozostał. Chciałbym już zawsze cieszyć się życiem jak dotychczas, ale to raczej niemożliwe. Dzisiaj idę z Sz. na nocny maraton filmowy z Władcą Pierścieni. To jedna z moich najbardziej spontanicznych decyzji w tym roku. Grunt to dobrze się bawić, a jeśli nie zasnę, to już w ogóle będzie sukces :)
Uff... było ciężko ale dość ciekawie. Na wstępie moja klasa wyśmiała mnie za to, że postawiłem włosy na żel i według nich wyglądałem jak dres. No ale nic, udało mi się zapanować nad fryzurą (właściwie to ją splaszczyć). Potem "uratowałem" Sz. który zapomniał swojego zaproszenia i stałem się "rescuer". Impreza była całkiem niezła, spotkałem mniej i bardziej pożądanych starych znajomych. Wytańczyłem się do granic, upiłem się kulturalnie, nawdychałem się dymu fajek (i cały potem śmierdziałem), ciągle ktoś mnie popychał i rozlewałem różne napoje... Ale najlepszy schemat znów odstawiła Ag, która uczyła barmana jak przyrządzać jej ulubiony drink - "Plaża Malibu" (dobry zresztą :P). Najlepsze było to, że katar mi częściowo przeszedł. Po pónocy wkręciłem się na darmowy transport do domu. Trochę mi było głupio, bo rodzice Fc odwozili jego As i ja jako najbardziej pijana osoba nie odzywałem się zupełnie. Nie wiem czemu, ale zdawało mi się, że to była najkrótsza podróż do domu. Kiedy się kładłem spać pozostała tylko jedna uciążliwa rzecz - dudnienie w uszach, w głowie i wszędzie dookoła. Spałem jak zabity. Rano wyłączyłem budzik i myślałem że nie pójdę na 7.00 do szkoły. Ale w końcu się przełamałem. Fc powiedział mi, że jego matka powiedziała: "spokojny ten twój kolega" :D I potem przez pół dnia było mi niedobrze...
Wykończył mnie ten weekend. Zapisałem się na kurs prawa jazdy i szczerze mówiąc wymęczył mnie on niemiłosiernie. Ta teoria wcale nie jest dla mnie taka prosta, ona jest najzwyczajniej w świecie nudna. Trzy godziny dziennie to dla mnie za duża dawka. Poza tym mam dość robienia prezentów na osiemnastki. Na dzisiejszy wieczór musiałem przygotować aż trzy - dla Pat, Mad i Łu. Do tego jeszcze te śmieszne torebki, opakowania, liściki, sentencje, podpisy itp. No i oczywiście nie mogło się obyć bez nieporozumień z Fc i Sz. Wczoraj byłem jeszcze u fryzjera, bo wyglądałem już jak małpa. Tak więc niemal cały wolny czas minął mi koło nosa. Aaaa, jeszcze jedna sprawa - przeziębiłem się i nie wiem w jaki sposób mam się dzisiaj dobrze bawić na tej imprezie...
Ta cała szopka z Łośkiem chyba dobiega końca. Wydaje mi się, że dopiąłem swego. On prawdopodobnie nie ma już zamiaru jechać do Rosji. Muszę się przyznać, że mój gniew był po części na pokaz, aby koleś zniechęcił się trochę do mnie i wakacji ze mną. To było okrutne, ale niestety konieczne. Łosiek mnie przeważnie irytuje i denerwuje swoim zachowaniem, ale ja chyba nie potrafię go wiecznie nienawidzić. Co nie zmienia faktu, że wakacje to inna bajka. Ja po prostu za dużo poświęcam siebie. Za dużo kocham? Nie chodzi tu o Łośka tylko ogólnie o moich znajomych. Dużo się nad tym zastanawiałem i chyba musi istnieć coś takiego jak uczucie koleżeńskie. Czy można kochać ludzi bez zobowiązań? Czy można kochać zarówno dziewczyny jak i chłopaków? Czy można ich kochać za osobowość?...
Nie ma to ja zostać zarażonym przez mamę. Gardło mnie boli, a ja nie chcę, żeby mnie bolało. To nie jest odpowiedni czas na choroby. Jest już tak cieplutko, tak sympatycznie. Zimie mówimy nie, wiośnie mówimy tak. Jakimś cudem mam ostatnio dobry humor. Chce mi się krzyczeć, że życie jest piękne. Bo tak naprawdę czasami jest...
Przeżywam chyba największy kryzys finansowy w moim życiu. Mam na głowie tyle spraw, że nie wiem czym mam się zająć. Prawo jazdy, osiemnastka, dowód osobisty, wakacje, wycieczka szkolna, prezenty na urodziny, kino, imprezy, no i jeszcze przydałby się nowy plecak i buty. Wszystko warto zrobić czy kupić, tylko za co? Już nie mam śmiałości prosić rodziców o kasę. Z tą osiemnastką to ja myślę, że będą niezłe jaja. Nie mogę odmówić Sz. ale też nie chcę urazić As. Dosłownie paranoja. Męczy mnie to powoli. Popołudniami śpię i słucham tych samych piosenek, wieczorami gram w scrabble...
Jutro idę na Kangura i nic nie umiem. Co roku jest to samo. Wmawiam sobie, że następnym razem przygotuję się solidnie i nigdy nie mam na to czasu. Porażka będzie na całej linii...
Tak z innej beczki to nie wiem po co kupuję gazety z dołączonymi DVD skoro nie mam odtwarzacza... Bo warto? To też, ale po prostu tak sobie po cichu marzę, że w końcu dostanę ten odtwarzacz na urodziny. To marzenie musi się spełnić, bo już nie mam kasy, żeby grać w Dużego Lotka...