Pewne sprawy osobisto-towarzysko-egzystencjalne poplątały się. E. spotyka się w weekendy z MG. Łosiek jest chory (jaki teraz spokój). Sz. nadal pozostaje dla mnie chodzącą zagadką. Nie wiem jak on to robi, ale nawet gdy ma kłopoty, potrafi bawić się swoim życiem (w przeciwieństwie do mnie). My chyba odbieramy na innych płaszczyznach. Ja potrzebuję zrozumienia, a on wypełnienia wolnego czasu... W każdym razie on to potrafi namieszać. Teraz to już sam nie wiem z kim mam robić tą 18-stkę. Czy ja mam wyrzuty sumienia? Jeśli tak to za co? Z pewnością mam doła, nie mam pieniędzy i jestem przez to uziemiony w weekend, nie wiem gdzie mam się podziać... Chyba z nudów zacznę sprzątać swój pokój. Milczenie - to podobno przyjaciel, który nigdy nie zdradza...
Ciężko mi. Jestem na niego wkurwiony a on nawet tego nie rozumie. Nie rozumie, że mam dość jego durnowatych gierek i żartów. Wszyscy pytają tylko co mi jest, a ja milczę... Mam wrażenie, że stałem się największą mendą w szkole. Stać go było na słowo przepraszam (i to nawet po polsku), ale co to zmieni? Jutro znowu będzie to samo, ten dziecinny cyrk, żeby tylko była zwała. Mam dość, ale najbardziej mnie boli, że on chce jechać ze mną na wakacje. Chciałbym się teraz gdzieś schować, przytulić się do kogoś i poprosić o pomoc. Jedynie Fc powiedział mi dzisiaj coś miłego - że jestem dobry w opisach na GG.
Jedy jak mi dzisiaj było głupio. Ten przeklęty Dzień Kobiet. Wszystko byłoby świetnie, gdyby nie Łosiek. Od dzisiaj mam go w dupie, niech się do mnie więcej nie odzywa. Te jego głupie szaleństwa, w których to ja jestem zwykle ofiarą... Ciągle tylko musi mnie zastraszać, popychać, wykręcać ręce, uderzać mnie swoimi łapami i docinać moje wypowiedzi. Wręczyliśmy dziewczynom czerwone róże. No ale z racji tego, że w szkole nie było wody, te róże przemieszczały się przez cały dzień. Pech chciał, że As położyła sobie tego kwiatka na ławce. Mądry Łosiek rzucił się oczywiście na mnie, a ja w obronie własnej odskoczyłem do tyłu, siadając na tego kwiata. Świetnie to po prostu wyglądało. Myślałem, że zapadnę się pod ziemię. Czułem, że musi to wyglądać żałośnie. Z jednej strony byłem facetem w koszuli, z drugiej kolegą, który miażdży cudze kwiaty. Dosłownie rewela... Dlatego też po szkole kupiłem As nową różyczkę, tańszą, ale za to nową :
Próbowałem dzisiaj uratować Dzień Kobiet przed nieuniknioną klęską, ale nie udało się. Przeszedłem się z MG po hipermarkecie, ale jak on się uprze to nie ma bata. Zaakceptował po prostu zdanie ogółu, że w tym roku będziemy aż tak oryginalni, że nie zrobimy nic. Jedynie kwiaty będą oznaką pamięci. Te wszystkie stereotypy, presja elitarnej szkoły i tym podobne chyba nas nie dotyczą. To ponoć komunistyczne święto, więc może chłopaki mają rację? Ja w każdym razie próbowałem coś zdziałać i jakoś przeżyję te uwagi ze strony dziewcząt, że nie podołaliśmy w tym roku.
Do końca roku pozostała jeszcze kupa czasu, ale ja już myślę o wakacjach. Nie wiem czy mi czasem nie odbiło, ale zamierzam znowu jechać do Rosji, tym razem do tej prawdziwej, kontynentalnej Rosji. Po pierwsze: białe noce, po drugie: Sankt Petersburg, po trzecie: Murmańsk (dalej na północ już chyba w życiu nie pojadę :D). Dlatego to może być naprawdę fantastyczna przygoda. Pochłonie dużo kasy, ale mam nadzieję, że rodzice jakoś to przeżyją. Jadę tam z Sz. Jest tylko jedno "ale" - Łosiek chce się zabrać z nami. Z całym szacunkiem, ale w wakacje to ja pragnę odpocząć (od niego także). Po pierwsze: to nie jest wycieczka dla niego i będzie jęczał, bo nigdy nie jechał z Olejem. Po drugie: będzie się popisywał przed Sz. i tym samym będzie mi dokuczał. Po trzecie: mnie to z pewnością wkurwi i popsuje mi humor. Dlatego jego obecność w tym roku w Rosji jest bardzo niewskazana i będę się modlił, żeby rodzice go nie puścili. Po prostu mam dość jego pewnych wygłupów i zachowań. Pragnę mieć święty spokój. Amen.
Moja cudowna szkoła zorganizowała nam wizytę w ośrodku profilaktyki chorób nowotworowych czy jakoś tam. Było śmiesznie. Kobieta zachęcała nas do oglądania swojego nagiego ciała przed lustrem. Dali nam jakieś fantomy, czyli sztuczne cycki do pomacania. Mieliśmy wykryć w nich guzki. Potem wpuścili nas do gabinetu ginekologicznego. To miejsce nie należało do przyjemnych. Ten "fotel" z "szufladą" był okropny, z resztą wziernik i pędzelek też :#
Po powrocie do miasta poszedłem z Sz. i Łośkiem za zapiździankę, czyli zimową odmianę zapiekanki. Tak sobie myślę, że Sz. chyba mnie lubi. Wczoraj do północy graliśmy w Scrabble on-line. Mam zamiar urządzić z nim osiemnastkę i pojechać razem na wakacje. Nie wiem tylko, kiedy znudzimy się sobie nawzajem. To okrutne, ale niestety prawdziwe. Wszystkie moje znajomości prędzej czy później stają się nieciekawe...